środa, 24 lipca 2013

30. Sweet Disposition.

Jeden moment.
Podnosisz powieki. Widzisz jego rozczochrane blond włosy. Każdy kosmyk ułożony jest w inną stronę, tworząc nieład. To sprawia, że wygląda jeszcze słodziej. Uwielbiasz na niego patrzeć rankiem. Wygląda niczym anioł. Oddycha spokojnie, niczym się nie przejmuje. Jest taki... bezbronny.
Wstajesz. Powoli kierujesz się do kuchni, gdzie masz zamiar przygotować śniadanie. Kiedy wszystko jest już prawie gotowe, czujesz jak jego silne ramiona zaciskają się wokół Ciebie. Wdychasz jego słodki zapach.

Jeden pocałunek.
Jego pełne wargi muskają Twoje ramię, powoli suną w stronę szyi, aż w końcu obraca Cię o sto osiemdziesiąt stopni i odnajduje Twoje usta. Wpija się w nie, obejmuje Cię mocno, tak jakby jutra miało nie być. Delikatnie przygryza Twoją dolną wargę, bo doskonale wie jak bardzo to kochasz.

Jeden śmiech.
— Nialler, jajecznica się spali — szepczesz do niego, a on zaczyna się śmiać. Oboje otwieracie oczy i wpatrujemy się w wasze tęczówki. Obydwoje macie ten sam odcinek: błękitne, przywodzące na myśl bezchmurne niebo. Za każdym razem, kiedy Niall się uśmiecha, jego oczy się błyszczą. To Cię uszczęśliwia. Wystarczy, że on jest szczęśliwy.

Jedno marzenie.
Siadacie przy stole; Niall mocno trzyma Twoją dłoń. Szczerzy się jak głupi, więc w końcu mimo wszystko jesteś zmuszona zapytać.
— Co się stało? — Niall podniosi brew ku górze i kiwa przecząco głową. Aha, niespodzianka. Doskonale wie, jak bardzo je uwielbiasz.
— Z jednej strony nie powinienem się cieszyć. Ale z drugiej, wiem, że to dobra okazja. —Kolejny błysk w jego oku. Twoje serce momentalnie się zatrzymuje, a potem wskakuje na zupełnie inny tor i bije jak oszalałe.
Zupełnie zapomniałaś o dzisiejszym wyjeździe. Pierwszy koncert z nowej płyty. Największe marzenie Nialla.
Mimo wszystko Twoje usta przecina delikatny uśmiech.

Jedna miłość.
— Wpadłem na pomysł... — Za każdym razem, gdy Niall się stresuje, zaczyna bełkotać bez sensu. Zacina się, spuszcza wzrok. Tym razem to był ułamek sekundy, bo widzisz jak wstrzymuje oddech i klęka na jedno kolano. Czujesz skręt w żołądku, ni to z podniecenia ni to ze strachu. Ręce zaczynają Ci się pocić, ale nie dajesz po sobie niczego poznać, aby nie zapeszyć Nialla. Kiedyś musiało to nastąpić. Będzie musiał wyjechać.
Pochłonięta myślami nie zauważasz małego, granatowego pudełeczka w dłoniach blondyna.
— Wyjdź za mnie. Jedź ze mną w trasę. Pobierzemy się w każdym mieście na całym świecie. Chcę spędzić ten najlepszy czas w moim życiu właśnie z tobą.
Słyszysz jego słowa i nie możesz kompletnie w to uwierzyć. Momentalnie rzucasz się w jego ramiona, odszukujesz jego wargi. Całujesz go zachłannie, namiętnie. Czujesz, jak pierścionek wsuwa się na Twój palec.

Nasze błędy. 
Następnego ranka opuszczacie mieszkanie. Zmęczeni nocą, podczas której żadne z Was nie przymknęło oka, cudem unikacie spóźnienia na samolot. Niall prowadzi niczym oszalały. Wie, że jeśli się spóźnicie, kolejny lot jest za dobę.
Nie zauważa pędzącego auta z naprzeciwka. W ogłuszeni dociera do Ciebie tylko swój własny, przerywający serce wrzask.

Płacz.
Gdy otwierasz oczy, nie widzisz obok siebie śpiącego Nialla. Automatycznie ogarnia Tobą strach, a wręcz dzikie przerażenie. Zawsze jest obok Ciebie. Dlaczego teraz go nie ma? Coś nie gra i nie potrafisz sobie przypomnieć co.
A potem Twoich uszu dochodzi pikanie dziwnej aparatury tuż obok Twojego łóżka. Spuszczasz wzrok w dół i widzisz swoje ciało okryte białą pościelą. Pokaleczone dłonie, którymi nie możesz poruszyć. Na palcu brakuje pierścionka.
— Nialler, ona jest w śpiączce. Nie śpisz już drugą dobę! Siedząc tutaj nic nie zdziałasz, musisz w końcu odpocząć! — słyszysz głos Harry'ego. Zastanawiasz się, jakim cudem się tu znalazł, skoro jako pierwszy miał lot do Los Angeles. Sam.
— Nie zostawię jej! — krzyczy Niall przez łzy, ale Ty nie potrafisz się ruszyć. Chcesz mu wykrzyczeć, że nic się nie stało, że już się obudziłaś. Ale nie możesz.
Twoje oczy nagle robią się ciężkie niczym z ołowiu po czym powoli zapadasz w kolejną fazę snu.
Przez Twoją głowę przelatuje mnóstwo obrazów. Wszystkie wspomnienia ostatnich lat, które wspólnie spędziliście. Oglądanie filmów, zmuszanie Cię przez Nialla do oglądania wspólnych meczów i nabijanie się z jego fascynacji do tego sportu. Jedzenie chińszczyzny i próbowanie nowych smaków raz w tygodniu. Wszystko to powoli wracało. Także wspomnienie, jak trafiłaś do szpitala.
Wypadek.

Słodkie podejście.
Poczułaś, jak ktoś przygryza Twoją dolną wargę. Tylko on o tym wiedział.
Podniosłaś powieki i ujrzałaś jego wspaniałe błękitne oczy, zaszklone od łez. Wyszeptał Twoje imię.
Niall! Ale wyglądał zupełnie inaczej.
— Ile czasu minęło? — spytałaś, nie poznając własnego głosu. Rozejrzałaś się po pokoju, który zapełniony był kwiatami, balonami.
— Rok. Dokładny rok. Czekałem rok. — szepnął, gładząc Cię po policzku. — Udało mi się odnaleźć pierścionek. Mam nadzieję, że przyjęcie nadal aktualne? — ujrzałaś jego głupkowaty uśmiech.
— Tak! — Niall momentalnie Cię objął i nie chciałaś z jego objęć już nigdy się wyrywać.

__________________
by Maya Malik!
Po dłuuuugiej przerwie, chyba wznowimy działalność bloga :> Na powitanie imagin z Niallem! :)

czwartek, 20 czerwca 2013

Chyba dobra wiadomość ;)

Heeej :)

Jest tu ktoś jeszcze? Pamięta mnie ktoś w ogóle? Pisałam, że odchodzę, ale nie chcę zostawiać bloga. Nie ma go kto prowadzić, a nie chcę usuwać. Za dużo dla mnie znaczy.
SOŁ.
Jadę na wakacje do Anglii i do 12 rano będę sama w domu, więc reaktywuję bloga.
Cieszycie się?
Mam nadzieję, ze nie opuściliście nas, chociaż wiem, ze już nie ma tylu osób co kiedyś... Moja wina.. :(
Jednak nie miałam czasu. Koniec roku jest strasznie... zabiegany.
Ale już jestem i mam pomysł, ale nie wiem czy wypali...
O wszystkim dowiecie się w swoim czasie.
Piszę tego posta, żeby się spytać, czy jeszcze tu zaglądacie. Kto jest?
Napiszcie w komentarzu.
Love you all! ♥
~Evie.xx

środa, 15 maja 2013

29. Stay with me


Oto moja historia. Historia, która zmieniła moje życie. Na zawsze…
Moje największe marzenie? Wyzdrowieć. Tylko tego chcę. Kim jestem? Mam na imię Claire i mam 17 lat. Straciłam wszystko… oprócz nadziei. Leczę się już pół roku i na razie nie przynosi to oczekiwanych rezultatów. Jestem anorektyczką. Więcej chyba nie muszę mówić.
Zawsze chciałam być szczupła jak te wszystkie modelki, ale los nie chciał bym taka była. Od dziecka byłam pulchniutka i to było powodem by mnie nie lubić. Wszystkie dzieci się śmiały ze mnie. Za to jak wyglądałam. W końcu zaczęłam się odchudzać. Na początku nie chudłam tak jak chciałam, więc jadłam coraz mniej. Aż w końcu moja waga zniżyła się do 40 przy wzroście 1,70 m. Ale ja chudłam dalej. Nikt tego nie zauważył. Czemu? Bo nikogo nie interesowałam. Moi rodzice się rozwodzili więc nie mieli dla mnie czasu. Ojciec się wyprowadził i praktycznie mnie nie odwiedzał, matka ciągle biegała do pracy, a znajomych nie miałam. Pewnego dnia zemdlałam w szkole i pielęgniarka zadzwoniła po pogotowie. Tam skierowali mnie do psychiatryka. No i tak sobie siedzę tutaj do dziś.
Oprócz mnie, z młodszych osób są tu jeszcze dwie czternastolatki i jeden siedemnastolatek. Z żadnym z nich nie rozmawiałam, ale wiem, że dziewczyny tak jak ja cierpią na anoreksję, a chłopak popadł w depresję po tym jak go gnębili w szkole.
Czasami chciałabym do niego zagadać, bo czuję, że powinnam, ale nie umiem.
Pewnego dnia jednak przemogłam się i podczas obiadu usiadłam z nim przy dwuosobowym stoliku. Mogę się dosiąść?, zapytałam. Tak, odrzekł uśmiechając się. Od tego rozpoczęła się nasza znajomość.
Z czasem rozmawialiśmy więcej, aż w końcu zaprzyjaźniliśmy się. Opowiedziałam mu swoją chorobę, on mi swoją i razem zaczęliśmy się wspierać. Był moją podporą. Mój Liam. Ja mu pomagałam wyjść z depresji, a on mi z anoreksji. Po jakimś czasie nawet zakochaliśmy się w sobie. Niestety los chciał nas rozdzielić. Liam wyzdrowiał i mógł wyjść. Ja musiałam jeszcze zostać. Byłam dopiero w połowie leczenia. Ale Liam obiecał, że mnie nie zostawi. Że będzie mnie odwiedzał, że pomoże mi wyzdrowieć, że będzie ze mną.
I rzeczywiście tak było. Odwiedzał mnie co drugi dzień. I za każdym razem mnie całował i powtarzał, że mnie kocha. Opowiadał mi o tym, że poszedł do X Factor, że założył tam zespół. Opowiadał mi o swoim życiu. Potem pytał co u mnie i kiedy wyjdę, żebym mogła z nim ułożyć sobie życie.
A mi niewiele było potrzeba, żeby wyzdrowieć. Odzyskiwałam normalną wagę, psychicznie byłam silna.
Pewnego dnia Liam zapytał czy może mnie odwiedzić z zespołem. Że chłopacy chcą mnie poznać. Zgodziłam się. Odwiedzili mnie całą piątką. Chłopcy naprawdę mnie polubili. Tak twierdził Liam. Ale ja w duchu wiedziałam, że to, że Liam ma dziewczynę w psychiatryku może odbić się na jego karierze.
Gazety zaczęły o tym pisać, ale Liam się tym nie przejmował. Mówił, że nasza miłość przetrwa wszystko.
Do czasu, gdy pewnego dnia obudziłam się i przez okno zauważyłam dziennikarzy i telewizję. Chcieli przeprowadzić ze mną wywiady. Z tą wariatką, która siedzi w psychiatryku i jest dziewczyną sławnego Liama Payne’a. Zdarzyło się to jeszcze parę razy. Wtedy powiedziałam Liamowi, że nie wytrzymam tego dłużej. Że dopóki nie wyjdę ze szpitala, nie może być nas. Widziałam, że chłopak się załamał, ale powiedział, że poczeka na mnie.
Po trzech miesiącach od naszego zerwania, w końcu mogłam wyjść na wolność. Wyzdrowiałam. 
Oczywiście poinformowałam Liama o tym, a on obiecał odebrać mnie. Przyjechał po mnie, ale zachowywał się dziwnie. Kiedy pytałam co mu jest, wymijająco odpowiadał, że nic. Zabrał mnie do swojego domu i pozwolił zamieszkać razem z nim. Jednak z dnia na dzień było coraz gorzej. W końcu Liam wyznał mi prawdę. Kiedy z nim zerwałam, zdradził mnie. Obiecywał, że poza pocałunkiem do niczego więcej nie doszło. Ale mnie to bolało. Kiedy ja walczyłam by wyzdrowieć, by móc z nim być, on zabawiał się z inną dziewczyną.
Dalej z nim mieszkałam, bo nie miałam się gdzie podziać, ale nie mogłam wybaczyć tego Liamowi.
Chłopak robił wszystko, żebym mu wybaczyła. Jego fani mnie nienawidzili. To jeszcze bardziej skłaniało mnie do tego, żeby odejść. Zniknąć z jego życia.
Pewnego dnia Liam pojechał na wywiad, a ja zostałam w domu i oglądałam ich w telewizji. Nie wiem po co. Może liczyłam na to, że Liam przeprosi mnie przed wszystkimi.
Ale on szczerze mnie zaskoczył. Opowiedział całą swoją historię. O tym, że on też był w psychiatryku i że tam się poznaliśmy. A co najważniejsze, zrobił to. Przeprosił mnie na wizji.
Kiedy wrócił do domu, kazał mi ślicznie się ubrać i powiedział, że zabiera mnie w śliczne miejsce.
Zrobiłam to o co poprosił i pojechaliśmy. Liam przygotował dla nas piknik pod gwiazdami. I wtedy poprosił mnie, żeby za niego wyszła. Wzruszył mnie tym. Oczywiście zgodziłam się.
Po tygodniu naszły mnie wątpliwości. Czy nie jesteśmy za młodzi?
Wróciłam do szpitala, żeby spotkać się z moją panią psycholog. Porozmawiać z nią. Rozwiać wątpliwości.
Kochasz go?, zapytała się mnie. Bardzo, odpowiedziałam. Musisz zrobić to co ci podpowiada serce, Claire, odrzekła.
Wróciłam do domu. Zobaczyłam tam Liama i już wiedziałam czego chcę. Chcę jego.
Dwa lata później wzięliśmy ślub, a ja dowiedziałam się, że jestem w ciąży.
Po dziewięciu miesiącach na świat przyszedł nasz synek. Daliśmy mu na imię Noah.
Teraz mam 25 lat, kochającego męża, pięcioletniego synka i kolejne dziecko w drodze.
Czasami myślę, że ta choroba to najlepsze co mi się przytrafiło. Bo gdybym nie zachorowała, pewnie teraz nie miałabym wszystkiego co kocham nad życie. Liama, synka i maleństwo, które noszę pod sercem.
I taka jest moja historia. O chorobie, którą zwyciężyłam i o miłości, którą wygrałam. 


*******************************************

Cześć wam :) 
Jestem Kasia i jestem nową autorką na blogu.
Mam nadzieję, że moje imaginy spodobają się wam i ciepło mnie przyjmiecie :) 

wtorek, 14 maja 2013

Szukam chętnych! :)

Jako, że i Ola i Ewa opuściły bloga, kompletnie zostawiając mnie samą (mam nadzieję, że macie wyrzuty sumienia! :D), postanowiłam od razu zacząć szukać nowych osób, które byłyby chętne na dalsze prowadzenie bloga.

A więc, jeśli macie wenę i umiecie ją przelać na klawiaturę - ten blog jest dla Was :)
Zgłaszajcie się na mój mail: winchestermaya@gmail.com gdzie prześlijcie którą informację o Was, Wasz twitter jeśli go posiadacie + jakąś krótką pracę, przez którą zdecyduję czy Was przyjąć.
Pytania? Odsyłam na mój prywatny twitter.
Nie bójcie się, nie gryzę! :)

~ Maya Malik x

wtorek, 23 kwietnia 2013

30. I belong with you, you belong with me.

Cześć, Wam!
Od razu powiem, że jest mi cholernie przykro, że Ola nam tu odchodzi! I, że to wszystko przez brak motywacji, brak weny. Każda z Nas to przeżywa i doskonale wiem jak to jest, a także jak jeden komentarz potrafi wywołać uśmiech i chęć dalszego pisania :)
Dlatego, kochani, jeśli wpadacie na nasz blog, proszę, zostawcie za sobą jakikolwiek ślad. To niewiele, a dużo znaczy.
Olu, mam nadzieję, że szybko do nas jednak wrócisz! x

A dla Was, krótki oneshot! :) Zainspirował mnie jeden gif.


Cansas Collins spojrzała na Zayn'a oczyma pełnymi bólu i rozpaczy. Wiedziała, jaka cisza potrafi być nie do zniesienia, jak bardzo boli Zayn'a jej milczenie. Ale w takiej chwili chciała mu zrobić na złość. Chciała, żeby poczuł się winny.
Jeszcze raz spojrzała na niego, widząc jego zaszklone piwne oczy. A potem odwróciła się na pięcie i trzasnęła drzwiami, wychodząc z apartamentu, który od miesiąca dzielili razem. Zjechała windą i nie mogły minąć więcej niż trzy minuty, kiedy była już na dole, a Zayn na nią czekał. Jego zazwyczaj blade poliki tym razem były zarumienione. Musiał zbiec po schodach.
— Ce, proszę, zaczekaj — powtarzał po raz enty, ale gdy chwycił ją za ramię, Cansas mu się wyrwała i puściła biegiem ulicą. Biegła, ile miała siły w nogach, w ogóle się za siebie nie oglądając. Czuła, że jej serce bije, jakby miało zaraz jej wyskoczyć z piersi.
Za pięć minut. Wiesz, gdzie. Wysłała SMS'a do Maxime. Od dłuższego czasu się przyjaźniły, a właśnie tego Cece potrzebowała - przyjaciółki. Przez całe swoje życie nie posiadała nikogo takiego. Bardziej trzymała się z chłopakami, chociaż to dopiero nastąpiło w liceum, kiedy poznała Harry'ego.
W tej samej sekundzie ujrzała na ekranie komórki zdjęcie Zayn'a. Kliknęła na czerwoną słuchawkę chyba z milion kolejnych razy. W końcu, zirytowana, wyłączyła telefon i w drodze do kawiarni, odpaliła papierosa. Powoli wypuściła dym. W kilka kolejnych minut dotarła na umówione miejsce. Mała kawiarnia w centrum miasta. Swego czasu przesiadywała tutaj z Lou i Harry'm. Ten okres czasu wydawał jej się cholernie odległym. Ile już minęło czasu od wakacji? Pół roku? A ona... Rzuciła studia. Wszystko w imię chorej miłości. Gdyby kontynuowała naukę, która i tak nie była jej do niczego potrzebna, bo pracę miała, to spędzałaby może jeden dzień z tygodniu z Zayn'em. Ale potrzebowała go. A on jej, chociaż ich relacje ciężko było jakkolwiek określić.
Westchnęła pod nosem i zajęła miejsce w najbardziej oddalonym kąciku sali. Zamówiła drinka i ukryła twarz w dłoniach.
— Co się stało? — Trzysta dwadzieścia wydechów później usłyszała głos Maxie.
— Nie pojawił się przez całą noc. Pieprzoną noc. — szepnęła Cece. — Mieliśmy iść na kolację z jego rodzicami. Wystawił nas. I wrócił rano. Nawet nie odbierał telefonu.
— Spokojnie. Może wyleciało mu z głowy. No i był z Niall'em. Przy nim łatwo zapomnieć o najważniejszych rzeczach. — Maxime nie odrywała wzroku od Cansas.
— Był z Niall'em? — mruknęła Cece z kpiną. — Świetnie, po prostu cudownie. — Wypiła duszkiem drinka i spojrzała na przyjaciółkę. Skoro Zayn miał inne plany na wieczór, mógł odwołać spotkanie, a nie w ogóle się nie pojawić. To nie było w jego stylu. A może po prostu Cansas wcale go tak dobrze nie znała, jak jej się wydawało?
— Nie wiesz, co mu po głowie chodziło. Może się wystraszył? Może potrzebował dnia wolnego. Nie jest twoją własnością. — widząc wzrok Ce, Maxime dodała: — Teoretycznie. Przemyśl to, C. Wróć do domu i z nim porozmawiaj. A znając ciebie, nie dałaś mu nawet dojść do słowa.
Cansas skinęła głową i wstała od stolika. Nie bała się, że Maxime zaraz się na nią obrazi, że wyciągnęła ją z domu na trzy słowa. Mimo naprawdę ciężkich początków, teraz rozumiały się doskonale.  Aczkolwiek Cece jeszcze przez trzy godziny błąkała się po mieście bez celu. Kiedy dotarła pieszo na ostatni przystanek metra, w końcu poddała się i postanowiła wrócić do domu. Kiedy uruchomiła z powrotem telefon ujrzała ponad dwadzieścia nieodebranych połączeń. Czuła, że Zayn'owi na niej zależy, ale...
Wjechała windą na ostatnie piętro. Delikatnie pchnęła drzwi i na palcach weszła do salonu. Świecił pustką. Więc Ce skierowała się do sypialni. Stanęła w drzwiach i poczuła, jak w jej gardle rośnie wielka gula i nie może jej połknąć. Niemalże się rozkleiła, widząc jak Zayn Malik ubrany w kurtkę leży na ich łóżku, a tuż obok niego znajdował się brązowy pluszak. Prezent na ich pierwszą prawdziwą randkę. Zawsze zajmował honorowe miejsce na kanapie w salonie.

Podeszła do łóżka i przykucnęła, opuszkami palca głaskając Zayn'a po policzku, tak jak zawsze on ją budził. Zayn momentalnie podniósł głowę, mrugając powiekami. W pokoju świeciła się mała lampka, rzucała światło na jego zmęczoną twarz.
— Zayn... Ja... — przerwał jej lekkim pocałunkiem. Podniósł się, nie odrywając swoich warg od jej, a gdy Cansas znów chciała się odezwać, ten nie pozwolił jej dojść do słowa, tym razem przeradzając pocałunek w namiętny, głęboki.
— Ce, tak bardzo cię kocham. — szepnął Zayn pomiędzy pocałunkami.
— Wiem, Zayn. — również wyszeptała, wsuwając palce w jego ciemne włosy i przyciągając go mocniej do siebie.
— Wyjdź za mnie — usłyszała i jej serce w tej samej sekundzie zamarło. Spojrzała w jego świecące się oczy i poczuła, jak zbiera jej się na płacz. — Dlaczego płaczesz? Ce, kochanie. Vas happenin? — przetarł jej łzę opuszkami palcem, nie ukrywając lekkiego uśmiechu. — T-to... Z-za... Ce?
Cansas wtuliła się mocno w jego ramiona i obydwoje runęli na ziemię. Zayn oparł się plecami o ramę łóżka i całował ją po włosach, policzkach, aż w końcu odnalazł jej usta. Chwilę potem ujął jej twarz w dłonie i spojrzał jej głęboko w oczy. Nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Jedyne, co można było usłyszeć to ich zwolnione oddechy.
— Tak. — szepnęła w końcu Cansas.

~ Maya Malik x

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Od autorki :)

Heej :)

Dawno minie tu nie było...
Z dnia na dzień coraz więcej wyświetleń.. WOW! 
Od razu mówię, że nigdy nie spodziewałam się tylu czytelników.
Ale niestety piszę tą notkę, żeby się pożegnać.
Założyłam tego bloga w listopadzie zeszłego roku. Znaczył on dla mnie bardzo dużo, ale odchodzę.
Zostawiam go Oli i Mai, mam nadzieję, że poradzą sobie, a jak nie, to znajdą kogoś na moje miejsce.
Jest to mój ostatni post, więc pozwolę się trochę rozpisać :)

Głównym powodem odejścia jest brak czasu i weny, ale też to, że mało was komentuje, nie mam motywacji i jakoś nie umiem już pisać o 1D. Wiem że Directioner się jest na zawsze, ale już nie mam takiego świra na ich punkcie. Już mi przestało tak bardzo zależeć. Zmienili się i to bardzo. Ja też się zmieniłam. Dlatego nie chcę pisać, bo moje imaginy będą coraz gorsze. W sumie już są.
Zaczynałam z niczym, ale kończę ze wszystkim. Dzięki temu blogowi poznałam wiele wspaniałych osób, które sprawiały uśmiech na mojej twarzy :)
Chciałabym głównie podziękować osobom, które czytały moje wypociny i komentowały je. KOCHAM WAS!

Tak więc to tyle. 

Naprawdę dziękuję Wam wszystkim. Tym, którzy czytali, komentowali, którzy wspierali mnie i motywowali :)
Będzie mi Was brakować...

środa, 3 kwietnia 2013

29. Nothing Like Us.

Co tu dużo mówić? Druga część As Long As You Love Me specjalnie dla was. x

Yo, zawiedliście nas odrobinę. Dużo osób chciało trzecią część I Wish od Evie, ale zostawić komentarza to już wam się nie chciało. Lenie pieprzone. Dla waszej wiadomości, to właśnie głównie komentarze pchają nas do dalszego pisania, więc, gdyby nie było żadnych komentarzy, to nie byłoby bloga. Proste? Proste. 
Więc prosimy. Ja, Evie i Maya. Jeśli czytasz - zostaw komentarz!
Następny imagin będzie dopiero po 5 komentarzach
Wiem, wiem, i tak nikt z was nie zwrócił uwagi na moje wypociny przez oneshotem. -_- 
I wiem jeszcze, że wyszedł chujowy, przepraszam za słownictwo. Po prostu mi się nie podoba, ot co. 




Poczułam przyjemne mrowienie na twarzy. Otworzyłam oczy i od razu poraziło mnie światło wschodzącego słońca, więc lekko je przymrużyłam. Przez chwilę w myślach zastanawiałam się nad pięknem świata skąpanego w porannym słońcu, a potem do mnie dotarło, co to za dzień.
1 sierpień. Moje dwudzieste urodziny. I trzecia rocznica mojego pierwszego spotkania z Niallem.
Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj.
To był piątek. Siedziałam sobie spokojnie w mojej ulubionej kawiarni Paradise w dzień moich siedemnastych urodzin i piłam mrożoną latte machiato z karmelem. Patrzyłam na otaczających mnie ludzi, a wtedy drzwi otworzyły się po raz setny tego dnia i wszedł on. Niebieskooki blondyn z ciemnymi odrostami i ślicznym uśmiechem odsłaniającym trochę krzywe zęby. Przykuł moją uwagę. Roztaczał wokół siebie bardzo miłą atmosferę i wydawać by się mogło, że wszystkich ludzi w kawiarni zaraża swoim doskonałym humorem. Razem z Zaynem, jego najlepszym kumplem, podszedł do lady i obaj zaczęli rozmawiać z dziewczyną przyjmującą zamówienia, jego kuzynką, jak jakiś czas później mi powiedział. Co jakiś czas zerkałam na blondyna. Był cholernie słodki. Wtedy zadzwoniła moja przyjaciółka Jess i powiedziała, żebym do niej przyszła. Wstałam, żeby wyrzucić pusty kubek po napoju, i pech chciał, że Niall akurat dostał swoje zamówienie. Dlaczego pech? Ani ja go nie zauważyłam, ani on mnie nie zauważył. Patrzyliśmy w zupełnie inne strony, a Zayn nie zdążył go ostrzec. Horan zderzył się ze mną, a cała zawartość jego kubka znalazła się na mnie i na nim. To była czekolada, pamiętam doskonale ten zapach. Zszokowani spojrzeliśmy na swoje brudne koszulki, potem na siebie i w tym samym momencie zaczęliśmy się nawzajem przepraszać, co wywołało śmiech. I u mnie, i u Nialla. Chciałam mu kupić nową czekoladę, ale kategorycznie zaprzeczył i powiedział, że lepiej będzie, jeśli dam mu swój numer.
I pomyśleć, że to czekolada rozpoczęła tak wielką miłość.
Z westchnieniem przewróciłam się na plecy i wpatrzyłam w jasny sufit.
Minęło już pół roku od naszego ostatniego spotkania. Ciągle na myśl o nim szklą mi się oczy, jednak częściowo pogodziłam się z tym okrutnym losem. Muszę przyznać, że nie rozumiem, po co ciągle tu jestem. Mówiąc ‘tu’ mam na myśli ogólnie świat. Po co ja jeszcze żyję? Gdy tak o tym myślałam, to stwierdziłam, że po to, by pokazywać mojemu ojcu, jak bardzo spieprzył życie swojej jedynej córce.
Tyle razy leżałam z Niallem na tym łóżku. Tutaj grał mi na gitarze, śpiewał, opowiadał kawały, łaskotał, całował, przytulał, zapewniał o jego miłości. Poczułam jak pojedyncza łza spływa z kącika mojego oka, a następnie wydając cichutki dźwięk opada na pościel. Szybko otarłam dłonią policzek i wstałam. Moi rodzice wyjechali w zeszłym tygodniu na delegację, więc miałam w jakimś stopniu spokój. Cieszyłam się, że nie widzę mojego ojca. Może to zabrzmi dziwnie, no bo która córka nienawidzi swojego ojca, ale ja go naprawdę nienawidzę.
Usiadłam i rozejrzałam się po moim pokoju. Biurko i krzesło stojące obok robiło za szafę, tak samo kanapa i fotel. Wstałam, wzięłam czyste dresy i bieliznę i poszłam wziąć szybki, orzeźwiający prysznic. Po prysznicu ubrałam się w wybrane ciuchy, czyli szare dresowe spodnie i szeroką czarną koszulkę z napisem who you are.
Zeszłam na dół do kuchni. Zrobiłam sobie kawę i tosta – moje codzienne śniadanie. Szybko zjadłam, a kawę wzięłam ze sobą na górę. Chciałam trochę posprzątać w pokoju i oderwać swoje myśli od blondyna. Weszłam do pokoju i już miałam zamiar brać się za porządki, gdy moją uwagę przykuło coś, czego nie powinno być tam, gdzie było.
Na stoliku leżało jakieś małe, ładnie opakowane pudełeczko. Zdziwiłam się, ponieważ nikogo w domu nie było oprócz mnie. Powoli podeszłam do stolika. Koło paczuszki leżała złożona kartka. Wzięłam ją drżącymi dłońmi i otworzyłam.
Na widok tak doskonale znanego mi pisma moje serce zaczęło bić w nienaturalnie szybkim tempie. Oddech przyspieszył, a nogi zaczęły drżeć tak jak dłonie. Nie byłam w stanie utrzymać się w pionowej pozycji, więc osunęłam się na ziemię, ciągle wpatrując się w kartkę jakby była jakimś skarbem. No, poniekąd była.
Wszystkiego najlepszego, skarbie. Tęsknię za tobą i kocham cię, twój Niall.
Mój Niall. Nie byłam w stanie dalej utrzymywać emocji w ryzach i wybuchłam głośnym płaczem. Rana, którą próbowałam leczyć przez pół roku na nowo się otworzyła i po moim ciele rozszedł się niemożliwy ból. Tak bardzo go kocham. Nie potrafię tego zrozumieć, dlaczego mój ojciec nam to zrobił. Nie przewidywał konsekwencji, prawda? Miał gdzieś to, że zostanie we mnie ślad do końca życia. Nie rozumiał tego. Nie było na świecie drugiej takiej osoby, która znaczyłaby dla mnie tyle co Niall.
Spróbowałam trochę się opanować i sięgnęłam po pudełeczko. Otworzyłam je, a moim oczom ukazał się delikatny, srebrny łańcuszek z zawieszką w kształcie małego serduszka. Od razu przypomniał mi się ten dzień na początku roku, gdy Niall mówił, że kiedyś mi go kupi. Ja wtedy odpowiedziałam, że sam Niall mi wystarczy, a on na to, że będzie mi go przypominać, gdy nie będzie go przy mnie. Nie sądziłam, że kiedyś go przy mnie nie będzie.
Moje rozmyślanie przerwał dzwoniący telefon. Chciałam wypatrzeć moją komórkę, ale była gdzieś pod ubraniami. Położyłam prezent od Nialla na stoliku i zaczęłam przekopywać się przez stosy materiałów. W końcu udało się i w ostatniej chwili odebrałam.
- Tak? – rzuciłam do słuchawki i wróciłam spojrzeniem do łańcuszka.
- Wszystkiego najlepszego kochanie! – powiedziała radośnie moja mama. – Mam nadzieję, że cię nie obudziliśmy?
- Nie, wstałam pół godziny temu – odpowiedziałam.
- To dobrze. W każdym razie, szczęścia, zdrowia, pomyślności i czego sobie życzysz – życzę sobie powrotu Nialla, pomyślałam z żalem. – Prezent dostaniesz wieczorem.
- Wieczorem? – zapytałam ze zdziwieniem. – Wracacie tak szybko?
- Tak, myśleliśmy, że to wszystko będzie trwało dłużej, ale myliliśmy się.
- Okej, to będę czekać, do zobaczenia.
- Czekaj, a tata?
Zacisnęłam pięść tak mocno, że aż zbielały mi knykcie.
- Doskonale zdajesz sobie sprawę, że nie chcę z nim rozmawiać – rzuciłam lodowatym tonem. – Nie chcę jego życzeń.
Usłyszałam westchnięcie.
- Kochanie, przecież wiesz…
- Nie, mamo. Nie będę z nim rozmawiać.
- Ranisz go, skarbie – powiedziała zmartwionym głosem.
- A on mnie może, tak?
Nie zaczekałam na jej odpowiedź i się rozłączyłam. Naprawdę, jeszcze tego mi brakowało, żeby kłócić się z mamą. Z nią akurat się dogadywałam. No, przeważnie. Była jakimś tam wsparciem. Może nie zawsze stała po mojej stronie, ale jeśli chodziło o Nialla, to nie zabierała w ogóle głosu, jednak wiedziałam, że mi współczuje. To było widać w jej spojrzeniu.
Dochodziło południe, więc postanowiłam gdzieś wyjść. Przebrałam się w jeansowe szorty i czarną bokserkę. Przeczesałam palcami włosy, telefon wrzuciłam do kieszeni, a łańcuszek Nialla zapięłam na szyi.
I wtedy mój telefon zadzwonił ponownie.
- Ale z ciebie już stara dupa! – usłyszałam na przywitanie.
- Dziękuję, Jess – powiedziałam z sarkazmem. – Dzwonisz, żeby mi mówić, że się starzeję?
- Nie? – odpowiedziała. Była w świetnym humorze. – Sto lat, kochana.
- Dzięki.
- Słuchaj, pogadamy jutro jak przyjdziesz, okej?
- Jasne, na razie – rozłączyłam się.
Coś sobie uświadomiłam. Przecież gdy wstałam, to prezentu od Nialla nie było. Poczułam ukłucie w sercu. Dlaczego nie poczekał? Nie chciał porozmawiać? Nie chciał mnie zobaczyć? To przykre.
Szybko wyszłam z domu i zamknęłam za sobą drzwi, a klucz schowałam do torebki. Wiedziałam, gdzie pójdę.
Do Paradise.

***

Pchnęłam drzwi, a dzwonek nad moją głową wydał z siebie cienki dźwięk. Z cieniem nadziei weszłam do środka kawiarni. Gdzieś w środku czułam, że on tam będzie. Nie wiedziałam tylko, czy odważę się do niego podejść. Co, jeśli on jest szczęśliwy beze mnie? Jeśli kogoś znalazł, a ja jestem tylko dziewczyną, którą kochał?
Nie, powiedziałam do siebie stanowczo. Gdyby mu na tobie nie zależało, to nie przyszedłby rano.
W środku było dużo ludzi. Znalazłam jakieś wolne miejsce, a obok mnie niemal od razu znalazł się młody chłopak.
- Witam, czy mogę przyjąć zamówienie?
- Karmelowa latte – powiedziałam pewna swojego wyboru.
Chłopak zapisał moje zamówienie i odszedł, a ja zaczęłam się rozglądać. Jakaś elegancko ubrana kobieta pijąca małą czarną,  matka z dwójką kilkuletnich dzieci, które piły owocowe koktajle, dwóch nastoletnich chłopaków, których kojarzyłam ze szkolnych korytarzy, mężczyzna i kobieta trzymający się za ręce i patrzący sobie w oczy. Wszyscy wyglądali na szczęśliwych. A czego się niby spodziewałaś? Tego, że jak twój świat leży w gruzach, to innym też wszystko się wali?
Kelner postawił na stoliku przede mną moją latte i odszedł zostawiając mnie samą. Spojrzałam przez okno na ulicę. Ludzie spieszyli się gdzieś, samochody śmigały po jezdni. Przypatrywałam się światu, sącząc gorący napój, gdy drzwi się otworzyły, a we mnie coś drgnęło.
I poczułam się tak, jak dokładnie trzy lata temu.
Wszedł do kawiarni z Zaynem. Na jego ustach błąkał się delikatny uśmiech, ale jakże wymuszony. Chłonęłam wzrokiem wszystkie zmiany, jakie w nim zaszły przez pół roku. Wydawał się wyższy, włosy miał postawione do góry, co odsłaniało mocno widoczne ciemne odrosty. Taksował wnętrze smutnym spojrzeniem. Wydawać by się mogło, że jego niebieskie oczy mają jeszcze bardziej intensywną barwę niż kiedyś. Przejechał po mnie wzrokiem, a po moim ciele przeszły ciarki. Jednak on wyglądał, jakby mnie nie zauważył.
Wtedy zrozumiałam, że mnie nie poznał.
Zawsze byłam szczupła, ale bardzo schudłam. Moje wiecznie jasne włosy przefarbowałam na ciemnobrązowe. Ale żeby od razu mnie nie poznawać?
Usiadł z Zaynem kilka stolików przede mną. Malik coś do niego mówił, a Niall się śmiał. Śmiał. Wreszcie. Już myślałam, że nie usłyszę jego śmiechu.
Wtedy stwierdziłam, że lepiej z tym skończyć.
Oczywiście, to logiczne, że ciągle będę go kochać. To już się nie zmieni. Ale każde z nas ma teraz własne życie. No, przynajmniej on. Na to wygląda. Żyje, oddycha. Jest najprawdopodobniej szczęśliwy. A o to mi chodziło – chciałam mieć świadomość, że wszystko u niego w porządku.
Uśmiechnęłam się lekko do siebie, dopiłam kawę. Zabrałam torebkę, wstałam, przeszłam normalnie koło ich stolika. Zerknęłam na niego po raz ostatni i wyrzuciwszy kubek, wyszłam na zalaną słońcem ulicę.
Byłam spokojna.

***

Do końca dnia włóczyłam się po mieście. Byłam na zakupach, odwiedziłam uczelnię, na którą chciałam iść na studia. Gdy wróciłam do domu było już dobrze po zmroku.
Wchodząc po schodach, widziałam, że w całym domu są pozapalane światła. To oznaczało, że rodzice już wrócili. Weszłam i zamknęłam za sobą drzwi.
- Gdzie byłaś? – usłyszałam od razu tak bardzo znienawidzony głos.
Odwróciłam się i zobaczyłam tatę siedzącego w salonie. Odetchnęłam głęboko i ruszyłam naprzeciw złu.
- W mieście – odpowiedziałam, siląc się na spokojny ton. – Nie mogę nawet na zakupy wyjść?
- Nie odbierałaś telefonu. Martwiłem się.
- Jest wyciszony. Poza tym, mam już dwadzieścia lat, tato – przypomniałam mu. – Mogę wychodzić gdzie chcę i kiedy chcę.
- Nie, nie możesz – odwrócił się do mnie, a ja zobaczyłam na stoliku przed nim kieliszek i butelkę wódki.
Cudownie, pomyślałam z irytacją.
- Zabronisz mi? – rzuciłam zaczepnie.
Nie chciałam się z nim kłócić, ale po prostu nie mogłam się powstrzymać.
- Tak, zabronię – powiedział, patrząc na mnie. Jego wzrok był mętny. – Mogę się założyć o wszystko, co mam, że byłaś z tym chłopakiem.
Momentalnie się we mnie zagotowało.
- Nie byłam – warknęłam. – A nawet jeśli, to i tak nie twoja sprawa.
- Co tu się dzieje? – w drzwiach  do kuchni pojawia się mama.
- Spotkała się z tym chłopakiem – powtórzył do mojej rodzicielki. Spojrzałam na nią zmęczonym wzrokiem, a ona posłała mi litościwe spojrzenie.
- Logan, daruj sobie – powiedziała do niego. – Idź się lepiej położyć.
- Nie – rzucił, wstał i ruszył w moją stronę. – Myślisz, że kim ty jesteś? Jakąś księżniczką, której wszystko wolno? Która może robić co chce? Otóż mylisz się, moja droga. Mieszkasz pod moim dachem – stał teraz kilka centymetrów ode mnie, wpatrując się ze złością w moje oczy. Nie pozostałam dłużna. – A ja sobie nie życzę, żeby moja córka spotykała się z takim śmieciem, jakim jest ten cały Niall.
Zacisnęłam zęby.
- I kto tu jest śmieciem? – zapytałam. Nie obchodziło mnie to, co się stanie. Chciałam mu wszystko wygarnąć. – Na pewno nie Niall, tato.
W jego oczach widziałam furię.
- Jak ty się do ojca odzywasz? – syknął i uniósł rękę.
- Logan! – krzyknęła moja mama.
- Uderz mnie, no dalej – powiedziałam, nie odrywając wzroku od jego twarzy.
- Masz się nie spotykać z tym chłopakiem, zrozumiano?! – ryknął, popychając mnie z każdym słowem.
Cała ta sytuacja wydawała mi się nierealna. No bo od kiedy to mój ojciec jest agresywny? Znaczy, widziałam, jak pobił Nialla (jedno z moich najgorszych wspomnień), ale na mnie nigdy nie podniósł ręki.
- Logan, masz w tej chwili przestać! Oszalałeś?! – moja mama chciała wejść pomiędzy nas, ale mój ojciec jej nie dał.
- Nie wtrącaj się, Stephanie – powiedział ze złością. – Dotarło to do ciebie czy nie bardzo? – zwrócił się do mnie.
- Nigdy to do mnie nie dotrze – odpyskowałam. Za to dostałam w policzek. Skóra zaczęła mnie momentalnie piec. Chwyciłam się dłonią w piekące miejsce i spojrzałam na niego z nienawiścią.
- On ci nic nie zrobił! – krzyknęłam. – Dlaczego go tak nienawidzisz?!
- Tak jakoś mi podpadł – powiedział. Nie wierzyłam w to, co mówi.
- Co z tobą jest nie tak? – zapytałam z ironią.
- Powiedziałem, że masz się odzywać z szacunkiem!
Mama cały czas próbowała zakończyć tą kłótnię, ale nie wychodziło jej to. Żadne z nas nie zwracało na nią większej uwagi.
- Odzywałabym się z szacunkiem, gdybyś na niego zasłużył. Ale ty nie zasługujesz.
Jeśli wtedy był cholernie zły, to teraz stał się zaślepiony furią. Popchnął mnie z całej siły, a moja mama krzyknęła. Nie rozumiałam o co chodzi, dopóki cofając się, nie potknęłam się o podwinięty dywan. Momentalnie poleciałam do tyłu. Moja mama chciała mnie złapać, ale nie była dość szybka. Upadłam, uderzając głową o stopień schodów. Przez oczami pojawiły mi się mroczki. Stephanie zaczęła płakać i wrzeszczeć jednocześnie na mojego ojca, a ja wtedy straciłam przytomność.

***

Czy to raj? Jestem w niebie?
Otaczał mnie tłum ludzi. Jedni byli ubrani na czarno, a drudzy na biało. Kontrast był ogromny. Jedyne co ich wszystkich łączyło, to te same blond włosy, niebieskie oczy i uśmiech z aparatem na zębach. Każdy miał tą samą twarz, budowę. Wszyscy mówili do siebie nawzajem Niall, jakby wszyscy mieli to samo imię.
Szare ściany kończyły się nie wiadomo gdzie. Wszędzie widziałam tylko czerń, biel i szarość. Tylko ja się wyróżniałam, z moimi długimi ciemnymi włosami i w niebieskiej sukience.
Miałam przeczucie, że znam tą twarz. Kojarzyła mi się z czymś cudownym. Imię Niall też przywodziło na myśl jakieś wspomnienie. Jednak za nic nie potrafiłam sobie przypomnieć, jakie to było wspomnienie.
Ktoś mnie szturchnął w plecy. Odwróciłam się. To był Niall. Czy mogłam spodziewać się kogoś innego? Chyba nie.
Czułam się strasznie zmęczona. Zamknęłam oczy, ponieważ zamykanie oczu w tłumie blondwłosych Niallów wydawało mi się cholernie naturalne.

***

Chciałam otworzyć oczy, lecz nie umiałam. Koło mojego ucha słyszałam aparaturę szpitalną. Maszyna wydawała ciche piknięcie równo z biciem mojego serca, które biło spokojnie i głośno. Czułam na ręce czyiś uścisk i chciałam zobaczyć, kto siedzi obok.
Po kilku minutach lub godzinach, nie wiem, bo nie miałam poczucia czasu, skupiłam w końcu całą swoją wolę i udało mi się uchylić powieki. Chociaż światło było przygaszone, to biel sufitu nade mną i tak poraziła mnie z zastraszającą siłą. Mrugałam kilkanaście razy, aby się przyzwyczaić. Gdy w końcu mi się to udało, rozejrzałam się z ciekawością.
Osobą, która trzymała mnie za rękę, okazała się moja mama. Miała głowę położoną na krańcu łóżka, na którym leżałam. Spała. Nawet przez sen jej twarz wyrażała zmartwienie. Nie chciałam jej budzić, więc po prostu leżałam i czekałam, aż sama się ocknie.
W tym czasie wszystko mi się przypomniało. Poczułam ucisk w żołądku. Jak mój ojciec mógł mi to zrobić?
Po kilku minutach mama otworzyła zaspane oczy i spojrzała na mnie. Jej źrenice jeszcze bardziej się rozszerzyły.
- Lily – szepnęła i mocno mnie przytuliła.
- Spokojnie, mamo – odpowiedziałam.
- Tak się martwiłam – poczułam coś mokrego na ramieniu.
- Cii – pogłaskałam ją po plecach, żeby się uspokoiła.
Trwałyśmy w takim uścisku chwilę, a potem ona się odsunęła i z powrotem usiadła na krześle. Złapała mnie za rękę i uśmiechnęła się, pomimo łez w jej oczach.
- Jak się czujesz? – zapytała.
Zamyśliłam się chwilę. Jak się czułam?
- Trochę dziwnie – wyznałam. – Co się stało?
Mam spuściła wzrok na nasze dłonie. W końcu westchnęła.
- Byłaś nieprzytomna przez ponad miesiąc – jej głos się trochę załamał, ale dzielnie brnęła dalej. – Dużo się podczas twojej… hm, nieobecności zdarzyło.
- Czyli?
Dopiero teraz zauważyłam, że mówimy przyciszonymi głosami. Jednak nie przeszkadzało mi to.
- Upadając, uderzyłaś się w bardzo czuły punkt z tyłu czaszki. Nikt nie wiedział, czy uda ci się z tego wyjść – zaszlochała cicho. – Jednak udało ci się – podniosła na mnie błyszczące oczy. – Lekarze powiedzieli, że wszystko jest w porządku.
Ulżyło mi. A co z ojcem? Jakby czytając w moich myślach, powiedziała:
- Ja i Logan rozwiedliśmy się. Nie mogłam być z kimś, kto zrobił coś takiego własnemu i mojemu dziecku.
- Jak się trzymasz? – zapytałam delikatnie.
- Dobrze – posłała mi uśmiech. – Logan ma zakaz zbliżania się do mnie i do ciebie. Wynajęłam mieszkanie w centrum. Idealne dla nas.
- To cudownie – powiedziałam.
Naprawdę, cieszyłam się, że mama tak postąpiła. Nie obchodziło mnie, co się stanie z ojcem.
- Czeka na ciebie pewna niespodzianka – powiedziała nagle.
- Niespodzianka? – zapytałam z ciekawością. – Jaka?
Moja mama odsunęła się na bok, odsłaniając mi tym samym niewielką kanapę pod oknem. Zobaczyłam leżącą na niej postać.
- Zadzwoniłam do niego zaraz po powiadomieniu karetki – wyznała mama. – Siedział przy tobie przez cały czas i nie chciał cię zostawiać ani na chwilę.
Niall.
Tak bardzo się za nim stęskniłam. Nawet nie wiem, jak opisać słowami uczucia szalejące wewnątrz mnie.
Nagle jakby pod wpływem mojego spojrzenia, chłopak zaczął się kręcić.
- Zostawię was – mama się do mnie uśmiechnęła, wstała i wyszła, zamykając za sobą cicho drzwi. Blondyn odwrócił się na bok twarzą w moją stronę. Wyglądał tak spokojnie, gdy spał. Po kilku sekundach uchylił powieki, a jego niebieskie oczy zaczęły wpatrywać się we mnie ze zdziwieniem. Potem nastąpił szok, a następnie radość. Dosłownie podskoczył na kanapie i zaraz trzymał mnie za rękę, a z jego oczu lały się łzy.
- Lily – szeptał cały czas. Jakby nie mógł uwierzyć, że jestem zaraz obok niego, prawdziwa i żywa.
- Niall – odszepnęłam i wolną ręką pogładziłam go po mokrym policzku.
Powoli pochylił się nade mną, a potem delikatnie mnie pocałował. Tak dawno nie czułam smaku jego warg. Były miękkie i wilgotne, takie, jakie je zapamiętałam. Całował mnie jakbym była najważniejszą rzeczą w jego życiu.
- Kocham cię – wychrypiał przy moich wargach.
- Wiem Niall. Ja ciebie też – odszepnęłam i ponownie wpiłam się z jego usta, tym razem z większą namiętnością. Już nigdy nie chciałam, żebyśmy się rozstawali na tak długo. Chciałam go mieć już zawsze przy sobie. Chciałam, żeby był. I miał być. Wiem to.  

niedziela, 24 marca 2013

28. I Wish. Cz. 3.

 Heej! ;)

Tak wiem, miałam to już dodać daaaaaawno temu, ale może dlatego, że czekaliście dłużej, bardziej się Wam spodoba. ;)
  A tak w ogóle, to chciałam Wam baardzo podziękować za ponad 29000 wejść! Gdy zakładałam tego bloga nie myślałam, że będzie Was tak dużo! xx
  I te komentarze... Nawet nie wiecie jaką radość sprawia nam czytanie ich! I jak cudownie jest wejść na bloga  i zobaczyć, że jest ich coraz więcej. A przez 3 ostatnie dni przybyło ich aż 14! To jest naprawdę coś..
Massive Thank You!
__________________________


   -Pa...- Zamknęłaś drzwi i oparłaś się o nie plecami. Znowu ścisnęło cię w żołądku, ale tym razem to uczucie było przyjemne. Zamknęłaś oczy i osunęłaś się na podłogę. Dobiegły cię wątpliwości. Znałaś go tylko dwa dni. Znaczy dłużej go znałaś. Wiedziałaś o nim wszystko, bo byłaś fanką ich zespołu, ale osobiście nie znaliście się zbyt długo. Nigdy nie wierzyłaś w miłość od pierwszego wejrzenia, ale teraz chyba zaczęłaś.
Z zamyśleń wyrwał cię telefon. Odebrałaś i usłyszałaś dobrze znany ci głos.
   -No hej, obiecałem, że zadzwonię i powiem jak poszło. No więc powiedziałem jej, ale nie wiem jak zareagowała.
   -Louis, gdzie ty do cholery jesteś? Jak mogłeś powiedzieć, że mnie kochasz, a potem sobie pójść.
   -Ja po prostu nie wiedziałem jaka będzie twoja reakcja. Widziałem jak się ucieszyłaś, gdy ci powiedziałem, że się zakochałem...
   -Mów gdzie jesteś. To nie jest rozmowa na telefon.
   -W domu, ale spotkajmy się w kawiarni. Za godzinę?
   -Nie, teraz!- Rozłączyłaś się. Pewnie myślał, że jesteś na niego zła. Trudno, należy mu się. Ubrałaś się, wsiadłaś do samochodu i pojechałaś pod umówione miejsce. W środku było mało ludzi. Zdziwiło cię to, bo była sobota i do tego pora śniadaniowa. Przeważnie jest tu tłok. Usiadłaś na swoim miejscu w samym kącie i czekałaś na Louisa. Zanim jednak on przyszedł podszedł do ciebie kelner. Ucieszyłaś się, gdy zobaczyłaś, że był to Sean.
   -No hej, jak tam z Riley?- Zapytałaś, gdy tylko do ciebie podszedł.
   -Dobrze. Nawet bardzo dobrze.
   -Macie zamiar być razem?- Chłopak się zdziwił.
   -My jesteśmy razem.
   -Naprawdę?! Ona mi nic nie powiedziała... Gratulację i szczęścia życzę.
   -Ja też wam życzę szczęścia.
   -Nam?- Teraz to ty się zdziwiłaś. Przecież nie wiedział o Louisie.
   -No podobno jesteś z tym Zaynem, czy jak mu tam...
   -Nie, to są plotki. Nigdy z nim nie byłam i nie będę. Możesz być pewny.
   -No dobra, całe szczęście, bo tacy ludzie jak on nie są odpowiednimi chłopakami dla ciebie.
   -Jacy ludzie? Nie znasz go.
   -A ty go znasz? Chodzi mi o to, ze jest sławny. Dla ciebie lepszy będzie ktoś zwykły.
   -Czyli jak ktoś jest sławny, to jest niezwykły?
   -Nie chodzi mi o to... Dobra porozmawiamy później. Jestem w pracy i mam klienta.-Wskazał ręką na drzwi. Stał tam Lou. Gdy cię zauważył, to od razu podszedł.
   -Przynieś mi to co ostatnio. Latte i lody.
   -Mi też- Powiedział Lou i zajął miejsce naprzeciwko ciebie- Przewróciłaś oczami na widok zdziwionej i zmartwionej twarzy blondyna. Całe szczęści nic nie mówił tylko odszedł od stolika.
   -Teraz mi powiedz co to miało być!
   -Nie bądź zła. Sama mi kazałaś powiedzieć co czuję.
   -Tak, ale myślałam, że chodzi o kogoś innego. Nie wiedziałam, że to ja.
   -A ty jesteś inna?
   -Nie, ja po prostu nie lubię, gdy ktoś ucieka.
   -Ja nie uciekłem. Chciałem tylko dotrzymać obietnicy-Nie odpowiedziałaś tylko się w niego wpatrywałaś- Dobra uciekłem, ale bałem się twojej reakcji. W sumie nadal się boję...
   -Ale nie masz czego- Ton twojego głosu się zmienił. Wiedziałaś jak on może się czuć, dlatego postanowiłaś trochę odpuścić.
   -Mam czego. Możesz mnie znienawidzić, a tego nie chcę.
   -Ale nie dałeś mi szansy odpowiedzieć- Przy waszym stoliku pojawił się kelner. Nie był to jednak Sean. Może już skończył, albo po prostu nie chciał do was podejść? Mężczyzna podał wam zamówienie i odszedł, zostawiając rachunek. Wzięłaś swój pucharek lodów i spojrzałaś na Louisa.
   -Teraz masz szansę.
   -Wiem. Gdybym cię znienawidziła, to nie spotkałabym się z tobą.
   -Czyli mnie nie nienawidzisz?
   -Tak, nie nienawidzę cię- Po tych słowach zaczęliście się śmiać.
   -[t/i] ja naprawdę cię kocham- wyciągnął ci z dłoni pucharek i chwycił je- I dlatego nie będę naciskał na ciebie. Wiem, że za krótko mnie znasz, by móc mnie pokochać.
   -Lou, a co jeśli twoja miłość jest odwzajemniona?
   -Co masz na myśli?- Zauważyłaś na jego ustach lekki uśmiech, który zniknął tak samo szybko, jak się pojawił.
   -Bo ja ciebie chyba też kocham.
   -Ale chyba robi wielką różnicę.
   -Wiem, dlatego dajmy sobie więcej czasu.
   -Dobrze.
  ~WIECZÓR~

   -Halo?- Odebrałaś telefon. Znowu dzwonił jakiś nieznany numer.
   -Hej, tu Lou. Masz plany na dzisiaj?
   -Nie mam, a co?
   -No to świetnie. Będę po ciebie za dwie godziny.
   -Alee Lou...- Rozłączył się. O co mu chodziło? Zadzwoniłaś na ten numer, ale nikt nie odbierał. Spróbowałaś na jego numer, z którego dzwonił do ciebie rano, ale ten, też nie odpowiadał. Weszłaś na twittera i napisałaś do Harrego z pytaniem czy wie o co chodziło Louisowi. Potem zdałaś sobie sprawę, że Hazza rzadko wchodzi na komputer, więc napisałaś do Nialla. Przy okazji usunęłaś spam w wiadomościach. Chcąc dowiedzieć się czegoś nowego, przejrzałaś twittera i dowiedziałaś się, że 1D gra dzisiaj koncert. Pewnie Lou chciał cię na niego zabrać. Tylko, był mały problem. Nie miałaś się w co ubrać. Poszłaś do sypialni, żeby znaleźć coś co się będzie nadawało, ale nic nie mogłaś wypatrzeć. Wtedy przypomniałaś sobie o sukience, którą mama kupiła ci krótko przed swoją śmiercią. Nigdy nie miałaś jej na sobie, bo bałaś się, że się zniszczy. To była jedyna pamiątka po mamie. Zajrzałaś głębiej do szafy i wyciągnęłaś pudełko. Otworzyłaś je i wyciągnęłaś niebieską sukienkę. Włożyłaś ją. Teraz idealnie na ciebie pasowała. Chociaż była trochę za krótka, bo sięgała do połowy ud. Zrobiłaś lekki makijaż i rozczesałaś włosy.
   Louis był dokładnie dwie godziny później. Pocałował cię w policzek a potem zlustrował wzrokiem.
   -Pięknie wyglądasz.
   -Ty też całkiem dobrze- Uśmiechnęłaś się do niego. Miał na sobie beżowe rurki i szarą koszulkę. Wyglądał... Jak Louis.
   -Pewnie już wiesz gdzie cię zabieram, skoro się tak ubrałaś.
   -Nie trudno było się domyślić.
Wsiedliście do samochodu i ruszyliście w stronę centrum. Pod budynkiem, w którym miał odbyć się koncert tłoczyło się tysiące ludzi. Weszliście bocznym wejściem i ruszyliście w stronę garderoby chłopaków. W środku był tylko Niall. Chodził w kółko wydobywając dziwne dźwięki z gardła. Spojrzałaś na niego, a on się uśmiechnął.
   -Wybacz, staram się rozluźnić struny głosowe.
   -Nie ma sprawy. Palce rozluźnij.- Powiedziałaś patrząc na gitarę, która leżała na fotelu. Od razu domyśliłaś się, że to on będzie grał.
Do pomieszczenia wpadł Liam i Zayn. Zrobiło ci się strasznie głupio. Mu chyba jeszcze bardziej. Wchodząc, śmiał się, ale kiedy tylko cię zauważył od razu uśmiech zniknął z jego twarzy.
   -Co ty tu robisz?- Spytał dziwnie spokojnym głosem.
   -Ja... Louis mnie zaprosił.
Lou i Zayn spojrzeli po sobie. Widać było między nimi jakąś rywalizację. Nie wiedziałaś co masz zrobić. Nie chciałabyś być teraz na miejscu Zayna.
   -To dobrze, że przyszłaś- Zdziwiło cię to. Myślałaś, że się wkurzy, że nie będzie chciał cię widzieć. A może po prostu wszystko przemyślał i doszedł do wniosku, że nic z tego nie będzie.
Chwilę później stałaś obok Danielle i oglądałyście koncert. Zastanawiałaś się skąd oni mają tyle energii. Tańczą, skaczą, wygłupiają się i do tego śpiewają. Każdy normalny człowiek by się zmęczył, ale nie oni. Widać, że sprawiało im to radość. Po kilku piosenkach mieli przerwę. Poszłaś z Danielle do garderoby, żeby pogadać z chłopakami. Gdy tylko tam weszłaś Louis cię objął. Nie sprzeciwiłaś się. Czułaś coś do niego i to coś mogło być miłością. Spojrzałaś w miejsce, w którym przed chwilą siedział Mulat, ale nie było go tam. Nialla też nie było. Chciałaś wykorzystać sytuację i obróciłaś się w stronę Louisa tak, że teraz mogłaś patrzeć mu w oczy. Uśmiechnął się. Staliście tak przytuleni przez chwilę, a potem jego usta znalazły się na twoich. Odsunęłaś się, ale nie na długo. Ponownie wpiłaś się w jego usta.
Chwyciliście się za ręce i ruszyliście w stronę sceny. Wszyscy już na was czekali. Puściłaś rękę Louisa, ale on znowu cię przyciągnął i pocałował. Tylko, że teraz wszyscy to widzieli. Nawet Zayn. Dobiegły cię oklaski chłopaków. Wszystkich poza Zaynem. On stał nieruchomo i na was patrzał. Zrobiło ci się głupio. Nie wiedziałaś jak się zachować. Lou chyba to wyczuł, bo wszedł na scenę. Ty szybko poszłaś na swoje poprzednie miejsce. Czekała tam już Danielle.
   -Gratulacje.
   -Co?
   -No gratulacje. Widziałam ciebie i Louisa.
   -Ale my nie jesteśmy razem... jeszcze.
   -Kochasz go?
   -Tak- Odpowiedziałaś bez wahania, co cie zdziwiło.
   -No więc teoretycznie jesteście razem. [t/i], mu naprawdę zależy.
   -No tak, ale co z Zaynem?
   -Nie przejmuj się. On sobie poradzi.
   -Szkoda mi go. Nienawidzę się za to, że go tak zraniłam.
   -Nic nie zrobiłaś...- Nie słyszałaś reszty, bo zaczęły się pierwsze fragmenty piosenki. Przeszedł cię dreszcz, gdy usłyszałaś głos Mulata.
He takes your hand
I die a little
I watch your eyes
And I'm in riddles
Why can't you look at me like that

    Śpiewając patrzał wprost na ciebie. Po policzku spłynęła ci łza. Szybko ją przetarłaś Nie spodziewałaś się tego, co stało się później. Nie mogłaś nic zrobić. Stałaś wryta. Zayn skończywszy swoją zwrotkę, podbiegł i cię pocałował. Nie odwzajemniłaś pocałunku, ale też się nie odsunęłaś. Nie musiałaś. Louis zrobił to za ciebie. Stali tam i wpatrywali się w siebie. Nie mogłaś na to patrzeć. Nie chciałaś. To było za dużo. Z jednej strony kochałaś Louisa, chciałaś z nim być, ale nie mogłaś tak zranić Zayna. Odwróciłaś się i wybiegłaś. Biegłaś między rozkrzyczanym tłumek nastolatek. Przepychałaś się cała zapłakana. Nikt nie zwrócił na ciebie uwagi. Jednak w pewnym momencie coś cię zatrzymało.

Cause I got three little words
That I've always been dying to tell you

    Nie chciałaś się odwrócić. Nie chciałaś znowu widzieć oczu Zayna skierowanych w ciebie. Jednak to zrobiłaś. Harry i Niall go obejmowali, a Liam i Lou zniknęli ze sceny. Było strasznie cicho. Fanki wpatrywały się w ciebie ze złością, a na Zayna z litością. Nie mogłaś im tego zrobić. Ani chłopakom, ani fanom. Nie mogłaś zniszczyć tego wspaniałego zespołu jaki tworzyli. Wybiegłaś na zewnątrz. Padał deszcz, ale nie zatrzymało cię to. Biegłaś ulicami Londynu, niezdarnie omijając pieszych. Co chwilę na kogoś wpadałaś. Jednak nie obchodziło cię to. Nagle się zatrzymałaś. Poznawałaś to miejsce. Stałaś dokładnie tam, gdzie wtedy, gdy pierwszy raz spotkałaś Louisa. Rozpłakałaś się. Naprawdę kochałaś tego zielonookiego bruneta. Kochałaś Louisa, ale to się nie liczyło. Musiałaś zniknąć z jego świata. Tak będzie najlepiej. Nie odwracając się pobiegłaś prosto do swojego mieszkania. Nie dotarłaś tam. Nagle zaczęło ci ciemnieć przed oczami, zakręciło ci się w głowie, zaczęłaś niewyraźnie widzieć i słyszeć.
    Poczułaś czyjś uścisk na dłoni. Powoli otworzyłaś oczy, ale zalało cię białe, jaskrawe światło i znów je zamknęłaś. Gdy twój wzrok przyzwyczaił się do jasności znów spróbowałaś je otworzyć. Poznałaś, że jesteś w szpitalu. Przed tobą stał Mulat. Odwróciłaś się w stronę osoby, która trzymała cię za rękę. Wiedziałaś kto to, ale chciałaś zobaczyć jego twarz.
-Louis...- Podniosłaś się, ale zaraz tego pożałowałaś, bo zakręciło ci si w głowie.
   -Leż. Jestem tu. Zemdlałaś na ulicy. Zadzwonili do Riley, a ona do mnie.- Znów się podniosłaś i tym razem nic się nie stało.
   -Ja przepraszam za wszystko. Nie chcę, żebyście się rozpadli. Dziewczyna nie powinna zniszczyć największej na świecie przyjaźni. Nie możemy Louis...
   -Lou, możesz nas zostawić, muszę z nią porozmawiać- Usłyszałaś głos Zayna. Spojrzałaś w jego stronę. Już nie patrzał na ciebie tak jak na koncercie.
   -Jasne- Wyszedł, a Mulat zajął jego miejsce.
   -[t/i] przepraszam. Nie powinienem był tego robić. Nie powinienem był cię pocałować, ale to było silniejsze. Potem jednak, jak już to się stało, wiedziałem, że to złe. Najgorsze było to, że nic nie czułem. Potem chciałem coś zrobić. Ale ty wybiegłaś. Powiedziałem Louisowi, że ma za tobą biec, ale zgubił cię. Przepraszam.- Nie spodziewałaś się tego. Myślałaś, że znowu będzie chciał powiedzieć jak bardzo cię kocha.
   -Dziękuję- Przytulił cię i wyszedł. Myliłaś się co do niego. Mogłaś go zrozumieć. Dla osoby, którą kochasz zrobiłabyś wszystko, ale trudno odróżnić miłość od zauroczenia.
   -[t/i] lepiej się już czujesz?- Obok ciebie znów usiadł Louis. Pocałowałaś go. Nie spodziewał się tego. Odsunęłaś się kilka centymetrów i spojrzałaś w jego oczy.
   -Kocham cię, Louis.

__________________________

I jak? Podoba się?
Pamiętajcie:
5 KOMENTARZY= NOWY IMAGIN! 

Love You All! ♥
 ~Evie.xx