środa, 21 sierpnia 2013
Reklama!
Razem z Olką zabrałyśmy się za pisanie wspólnymi siłami opowiadania, które znajdziecie tu: http://little-secretx.tumblr.com/post/58910159609/little-secret-prolog-podwojne-randki-zawsze-sa :) x
środa, 24 lipca 2013
30. Sweet Disposition.
Jeden moment.
Podnosisz powieki. Widzisz jego rozczochrane blond włosy. Każdy kosmyk ułożony jest w inną stronę, tworząc nieład. To sprawia, że wygląda jeszcze słodziej. Uwielbiasz na niego patrzeć rankiem. Wygląda niczym anioł. Oddycha spokojnie, niczym się nie przejmuje. Jest taki... bezbronny.
Wstajesz. Powoli kierujesz się do kuchni, gdzie masz zamiar przygotować śniadanie. Kiedy wszystko jest już prawie gotowe, czujesz jak jego silne ramiona zaciskają się wokół Ciebie. Wdychasz jego słodki zapach.
Jeden pocałunek.
Jego pełne wargi muskają Twoje ramię, powoli suną w stronę szyi, aż w końcu obraca Cię o sto osiemdziesiąt stopni i odnajduje Twoje usta. Wpija się w nie, obejmuje Cię mocno, tak jakby jutra miało nie być. Delikatnie przygryza Twoją dolną wargę, bo doskonale wie jak bardzo to kochasz.
Jeden śmiech.
— Nialler, jajecznica się spali — szepczesz do niego, a on zaczyna się śmiać. Oboje otwieracie oczy i wpatrujemy się w wasze tęczówki. Obydwoje macie ten sam odcinek: błękitne, przywodzące na myśl bezchmurne niebo. Za każdym razem, kiedy Niall się uśmiecha, jego oczy się błyszczą. To Cię uszczęśliwia. Wystarczy, że on jest szczęśliwy.
Jedno marzenie.
Siadacie przy stole; Niall mocno trzyma Twoją dłoń. Szczerzy się jak głupi, więc w końcu mimo wszystko jesteś zmuszona zapytać.
— Co się stało? — Niall podniosi brew ku górze i kiwa przecząco głową. Aha, niespodzianka. Doskonale wie, jak bardzo je uwielbiasz.
— Z jednej strony nie powinienem się cieszyć. Ale z drugiej, wiem, że to dobra okazja. —Kolejny błysk w jego oku. Twoje serce momentalnie się zatrzymuje, a potem wskakuje na zupełnie inny tor i bije jak oszalałe.
Zupełnie zapomniałaś o dzisiejszym wyjeździe. Pierwszy koncert z nowej płyty. Największe marzenie Nialla.
Mimo wszystko Twoje usta przecina delikatny uśmiech.
Jedna miłość.
— Wpadłem na pomysł... — Za każdym razem, gdy Niall się stresuje, zaczyna bełkotać bez sensu. Zacina się, spuszcza wzrok. Tym razem to był ułamek sekundy, bo widzisz jak wstrzymuje oddech i klęka na jedno kolano. Czujesz skręt w żołądku, ni to z podniecenia ni to ze strachu. Ręce zaczynają Ci się pocić, ale nie dajesz po sobie niczego poznać, aby nie zapeszyć Nialla. Kiedyś musiało to nastąpić. Będzie musiał wyjechać.
Pochłonięta myślami nie zauważasz małego, granatowego pudełeczka w dłoniach blondyna.
— Wyjdź za mnie. Jedź ze mną w trasę. Pobierzemy się w każdym mieście na całym świecie. Chcę spędzić ten najlepszy czas w moim życiu właśnie z tobą.
Słyszysz jego słowa i nie możesz kompletnie w to uwierzyć. Momentalnie rzucasz się w jego ramiona, odszukujesz jego wargi. Całujesz go zachłannie, namiętnie. Czujesz, jak pierścionek wsuwa się na Twój palec.
Nasze błędy.
Następnego ranka opuszczacie mieszkanie. Zmęczeni nocą, podczas której żadne z Was nie przymknęło oka, cudem unikacie spóźnienia na samolot. Niall prowadzi niczym oszalały. Wie, że jeśli się spóźnicie, kolejny lot jest za dobę.
Nie zauważa pędzącego auta z naprzeciwka. W ogłuszeni dociera do Ciebie tylko swój własny, przerywający serce wrzask.
Płacz.
Gdy otwierasz oczy, nie widzisz obok siebie śpiącego Nialla. Automatycznie ogarnia Tobą strach, a wręcz dzikie przerażenie. Zawsze jest obok Ciebie. Dlaczego teraz go nie ma? Coś nie gra i nie potrafisz sobie przypomnieć co.
A potem Twoich uszu dochodzi pikanie dziwnej aparatury tuż obok Twojego łóżka. Spuszczasz wzrok w dół i widzisz swoje ciało okryte białą pościelą. Pokaleczone dłonie, którymi nie możesz poruszyć. Na palcu brakuje pierścionka.
— Nialler, ona jest w śpiączce. Nie śpisz już drugą dobę! Siedząc tutaj nic nie zdziałasz, musisz w końcu odpocząć! — słyszysz głos Harry'ego. Zastanawiasz się, jakim cudem się tu znalazł, skoro jako pierwszy miał lot do Los Angeles. Sam.
— Nie zostawię jej! — krzyczy Niall przez łzy, ale Ty nie potrafisz się ruszyć. Chcesz mu wykrzyczeć, że nic się nie stało, że już się obudziłaś. Ale nie możesz.
Twoje oczy nagle robią się ciężkie niczym z ołowiu po czym powoli zapadasz w kolejną fazę snu.
Przez Twoją głowę przelatuje mnóstwo obrazów. Wszystkie wspomnienia ostatnich lat, które wspólnie spędziliście. Oglądanie filmów, zmuszanie Cię przez Nialla do oglądania wspólnych meczów i nabijanie się z jego fascynacji do tego sportu. Jedzenie chińszczyzny i próbowanie nowych smaków raz w tygodniu. Wszystko to powoli wracało. Także wspomnienie, jak trafiłaś do szpitala.
Wypadek.
Słodkie podejście.
Poczułaś, jak ktoś przygryza Twoją dolną wargę. Tylko on o tym wiedział.
Podniosłaś powieki i ujrzałaś jego wspaniałe błękitne oczy, zaszklone od łez. Wyszeptał Twoje imię.
Niall! Ale wyglądał zupełnie inaczej.
— Ile czasu minęło? — spytałaś, nie poznając własnego głosu. Rozejrzałaś się po pokoju, który zapełniony był kwiatami, balonami.
— Rok. Dokładny rok. Czekałem rok. — szepnął, gładząc Cię po policzku. — Udało mi się odnaleźć pierścionek. Mam nadzieję, że przyjęcie nadal aktualne? — ujrzałaś jego głupkowaty uśmiech.
— Tak! — Niall momentalnie Cię objął i nie chciałaś z jego objęć już nigdy się wyrywać.
__________________
by Maya Malik!
Po dłuuuugiej przerwie, chyba wznowimy działalność bloga :> Na powitanie imagin z Niallem! :)
Podnosisz powieki. Widzisz jego rozczochrane blond włosy. Każdy kosmyk ułożony jest w inną stronę, tworząc nieład. To sprawia, że wygląda jeszcze słodziej. Uwielbiasz na niego patrzeć rankiem. Wygląda niczym anioł. Oddycha spokojnie, niczym się nie przejmuje. Jest taki... bezbronny.
Wstajesz. Powoli kierujesz się do kuchni, gdzie masz zamiar przygotować śniadanie. Kiedy wszystko jest już prawie gotowe, czujesz jak jego silne ramiona zaciskają się wokół Ciebie. Wdychasz jego słodki zapach.
Jeden pocałunek.
Jego pełne wargi muskają Twoje ramię, powoli suną w stronę szyi, aż w końcu obraca Cię o sto osiemdziesiąt stopni i odnajduje Twoje usta. Wpija się w nie, obejmuje Cię mocno, tak jakby jutra miało nie być. Delikatnie przygryza Twoją dolną wargę, bo doskonale wie jak bardzo to kochasz.
Jeden śmiech.
— Nialler, jajecznica się spali — szepczesz do niego, a on zaczyna się śmiać. Oboje otwieracie oczy i wpatrujemy się w wasze tęczówki. Obydwoje macie ten sam odcinek: błękitne, przywodzące na myśl bezchmurne niebo. Za każdym razem, kiedy Niall się uśmiecha, jego oczy się błyszczą. To Cię uszczęśliwia. Wystarczy, że on jest szczęśliwy.
Jedno marzenie.
Siadacie przy stole; Niall mocno trzyma Twoją dłoń. Szczerzy się jak głupi, więc w końcu mimo wszystko jesteś zmuszona zapytać.
— Co się stało? — Niall podniosi brew ku górze i kiwa przecząco głową. Aha, niespodzianka. Doskonale wie, jak bardzo je uwielbiasz.
— Z jednej strony nie powinienem się cieszyć. Ale z drugiej, wiem, że to dobra okazja. —Kolejny błysk w jego oku. Twoje serce momentalnie się zatrzymuje, a potem wskakuje na zupełnie inny tor i bije jak oszalałe.
Zupełnie zapomniałaś o dzisiejszym wyjeździe. Pierwszy koncert z nowej płyty. Największe marzenie Nialla.
Mimo wszystko Twoje usta przecina delikatny uśmiech.
Jedna miłość.
— Wpadłem na pomysł... — Za każdym razem, gdy Niall się stresuje, zaczyna bełkotać bez sensu. Zacina się, spuszcza wzrok. Tym razem to był ułamek sekundy, bo widzisz jak wstrzymuje oddech i klęka na jedno kolano. Czujesz skręt w żołądku, ni to z podniecenia ni to ze strachu. Ręce zaczynają Ci się pocić, ale nie dajesz po sobie niczego poznać, aby nie zapeszyć Nialla. Kiedyś musiało to nastąpić. Będzie musiał wyjechać.
Pochłonięta myślami nie zauważasz małego, granatowego pudełeczka w dłoniach blondyna.
— Wyjdź za mnie. Jedź ze mną w trasę. Pobierzemy się w każdym mieście na całym świecie. Chcę spędzić ten najlepszy czas w moim życiu właśnie z tobą.
Słyszysz jego słowa i nie możesz kompletnie w to uwierzyć. Momentalnie rzucasz się w jego ramiona, odszukujesz jego wargi. Całujesz go zachłannie, namiętnie. Czujesz, jak pierścionek wsuwa się na Twój palec.
Nasze błędy.
Następnego ranka opuszczacie mieszkanie. Zmęczeni nocą, podczas której żadne z Was nie przymknęło oka, cudem unikacie spóźnienia na samolot. Niall prowadzi niczym oszalały. Wie, że jeśli się spóźnicie, kolejny lot jest za dobę.
Nie zauważa pędzącego auta z naprzeciwka. W ogłuszeni dociera do Ciebie tylko swój własny, przerywający serce wrzask.
Płacz.
Gdy otwierasz oczy, nie widzisz obok siebie śpiącego Nialla. Automatycznie ogarnia Tobą strach, a wręcz dzikie przerażenie. Zawsze jest obok Ciebie. Dlaczego teraz go nie ma? Coś nie gra i nie potrafisz sobie przypomnieć co.
A potem Twoich uszu dochodzi pikanie dziwnej aparatury tuż obok Twojego łóżka. Spuszczasz wzrok w dół i widzisz swoje ciało okryte białą pościelą. Pokaleczone dłonie, którymi nie możesz poruszyć. Na palcu brakuje pierścionka.
— Nialler, ona jest w śpiączce. Nie śpisz już drugą dobę! Siedząc tutaj nic nie zdziałasz, musisz w końcu odpocząć! — słyszysz głos Harry'ego. Zastanawiasz się, jakim cudem się tu znalazł, skoro jako pierwszy miał lot do Los Angeles. Sam.
— Nie zostawię jej! — krzyczy Niall przez łzy, ale Ty nie potrafisz się ruszyć. Chcesz mu wykrzyczeć, że nic się nie stało, że już się obudziłaś. Ale nie możesz.
Twoje oczy nagle robią się ciężkie niczym z ołowiu po czym powoli zapadasz w kolejną fazę snu.
Przez Twoją głowę przelatuje mnóstwo obrazów. Wszystkie wspomnienia ostatnich lat, które wspólnie spędziliście. Oglądanie filmów, zmuszanie Cię przez Nialla do oglądania wspólnych meczów i nabijanie się z jego fascynacji do tego sportu. Jedzenie chińszczyzny i próbowanie nowych smaków raz w tygodniu. Wszystko to powoli wracało. Także wspomnienie, jak trafiłaś do szpitala.
Wypadek.
Słodkie podejście.
Poczułaś, jak ktoś przygryza Twoją dolną wargę. Tylko on o tym wiedział.
Podniosłaś powieki i ujrzałaś jego wspaniałe błękitne oczy, zaszklone od łez. Wyszeptał Twoje imię.
Niall! Ale wyglądał zupełnie inaczej.
— Ile czasu minęło? — spytałaś, nie poznając własnego głosu. Rozejrzałaś się po pokoju, który zapełniony był kwiatami, balonami.
— Rok. Dokładny rok. Czekałem rok. — szepnął, gładząc Cię po policzku. — Udało mi się odnaleźć pierścionek. Mam nadzieję, że przyjęcie nadal aktualne? — ujrzałaś jego głupkowaty uśmiech.
— Tak! — Niall momentalnie Cię objął i nie chciałaś z jego objęć już nigdy się wyrywać.
__________________
by Maya Malik!
Po dłuuuugiej przerwie, chyba wznowimy działalność bloga :> Na powitanie imagin z Niallem! :)
czwartek, 20 czerwca 2013
Chyba dobra wiadomość ;)
Heeej :)
Jest tu ktoś jeszcze? Pamięta mnie ktoś w ogóle? Pisałam, że odchodzę, ale nie chcę zostawiać bloga. Nie ma go kto prowadzić, a nie chcę usuwać. Za dużo dla mnie znaczy.
SOŁ.
Jadę na wakacje do Anglii i do 12 rano będę sama w domu, więc reaktywuję bloga.
Cieszycie się?
Mam nadzieję, ze nie opuściliście nas, chociaż wiem, ze już nie ma tylu osób co kiedyś... Moja wina.. :(
Jednak nie miałam czasu. Koniec roku jest strasznie... zabiegany.
Ale już jestem i mam pomysł, ale nie wiem czy wypali...
O wszystkim dowiecie się w swoim czasie.
Piszę tego posta, żeby się spytać, czy jeszcze tu zaglądacie. Kto jest?
Napiszcie w komentarzu.
Love you all! ♥
~Evie.xx
Jest tu ktoś jeszcze? Pamięta mnie ktoś w ogóle? Pisałam, że odchodzę, ale nie chcę zostawiać bloga. Nie ma go kto prowadzić, a nie chcę usuwać. Za dużo dla mnie znaczy.
SOŁ.
Jadę na wakacje do Anglii i do 12 rano będę sama w domu, więc reaktywuję bloga.
Cieszycie się?
Mam nadzieję, ze nie opuściliście nas, chociaż wiem, ze już nie ma tylu osób co kiedyś... Moja wina.. :(
Jednak nie miałam czasu. Koniec roku jest strasznie... zabiegany.
Ale już jestem i mam pomysł, ale nie wiem czy wypali...
O wszystkim dowiecie się w swoim czasie.
Piszę tego posta, żeby się spytać, czy jeszcze tu zaglądacie. Kto jest?
Napiszcie w komentarzu.
Love you all! ♥
~Evie.xx
środa, 15 maja 2013
29. Stay with me
Oto moja
historia. Historia, która zmieniła moje życie. Na zawsze…
Moje największe
marzenie? Wyzdrowieć. Tylko tego chcę. Kim jestem? Mam na imię Claire i mam 17
lat. Straciłam wszystko… oprócz nadziei. Leczę się już pół roku i na razie nie
przynosi to oczekiwanych rezultatów. Jestem anorektyczką. Więcej chyba nie
muszę mówić.
Zawsze chciałam
być szczupła jak te wszystkie modelki, ale los nie chciał bym taka była. Od dziecka
byłam pulchniutka i to było powodem by mnie nie lubić. Wszystkie dzieci się
śmiały ze mnie. Za to jak wyglądałam. W końcu zaczęłam się odchudzać. Na
początku nie chudłam tak jak chciałam, więc jadłam coraz mniej. Aż w końcu moja
waga zniżyła się do 40 przy wzroście 1,70 m. Ale ja chudłam dalej. Nikt tego
nie zauważył. Czemu? Bo nikogo nie interesowałam. Moi rodzice się rozwodzili
więc nie mieli dla mnie czasu. Ojciec się wyprowadził i praktycznie mnie nie
odwiedzał, matka ciągle biegała do pracy, a znajomych nie miałam. Pewnego dnia
zemdlałam w szkole i pielęgniarka zadzwoniła po pogotowie. Tam skierowali mnie
do psychiatryka. No i tak sobie siedzę tutaj do dziś.
Oprócz mnie, z
młodszych osób są tu jeszcze dwie czternastolatki i jeden siedemnastolatek. Z
żadnym z nich nie rozmawiałam, ale wiem, że dziewczyny tak jak ja cierpią na
anoreksję, a chłopak popadł w depresję po tym jak go gnębili w szkole.
Czasami
chciałabym do niego zagadać, bo czuję, że powinnam, ale nie umiem.
Pewnego dnia
jednak przemogłam się i podczas obiadu usiadłam z nim przy dwuosobowym stoliku.
Mogę się dosiąść?, zapytałam. Tak, odrzekł uśmiechając się. Od tego rozpoczęła
się nasza znajomość.
Z czasem
rozmawialiśmy więcej, aż w końcu zaprzyjaźniliśmy się. Opowiedziałam mu swoją chorobę,
on mi swoją i razem zaczęliśmy się wspierać. Był moją podporą. Mój Liam. Ja mu
pomagałam wyjść z depresji, a on mi z anoreksji. Po jakimś czasie nawet
zakochaliśmy się w sobie. Niestety los chciał nas rozdzielić. Liam wyzdrowiał i
mógł wyjść. Ja musiałam jeszcze zostać. Byłam dopiero w połowie leczenia. Ale
Liam obiecał, że mnie nie zostawi. Że będzie mnie odwiedzał, że pomoże mi
wyzdrowieć, że będzie ze mną.
I rzeczywiście
tak było. Odwiedzał mnie co drugi dzień. I za każdym razem mnie całował i powtarzał,
że mnie kocha. Opowiadał mi o tym, że poszedł do X Factor, że założył tam
zespół. Opowiadał mi o swoim życiu. Potem pytał co u mnie i kiedy wyjdę, żebym
mogła z nim ułożyć sobie życie.
A mi niewiele
było potrzeba, żeby wyzdrowieć. Odzyskiwałam normalną wagę, psychicznie byłam
silna.
Pewnego dnia
Liam zapytał czy może mnie odwiedzić z zespołem. Że chłopacy chcą mnie poznać.
Zgodziłam się. Odwiedzili mnie całą piątką. Chłopcy naprawdę mnie polubili. Tak
twierdził Liam. Ale ja w duchu wiedziałam, że to, że Liam ma dziewczynę w
psychiatryku może odbić się na jego karierze.
Gazety zaczęły o
tym pisać, ale Liam się tym nie przejmował. Mówił, że nasza miłość przetrwa
wszystko.
Do czasu, gdy
pewnego dnia obudziłam się i przez okno zauważyłam dziennikarzy i telewizję.
Chcieli przeprowadzić ze mną wywiady. Z tą wariatką, która siedzi w
psychiatryku i jest dziewczyną sławnego Liama Payne’a. Zdarzyło się to jeszcze
parę razy. Wtedy powiedziałam Liamowi, że nie wytrzymam tego dłużej. Że dopóki
nie wyjdę ze szpitala, nie może być nas. Widziałam, że chłopak się załamał, ale
powiedział, że poczeka na mnie.
Po trzech
miesiącach od naszego zerwania, w końcu mogłam wyjść na wolność. Wyzdrowiałam.
Oczywiście
poinformowałam Liama o tym, a on obiecał odebrać mnie. Przyjechał po mnie, ale
zachowywał się dziwnie. Kiedy pytałam co mu jest, wymijająco odpowiadał, że
nic. Zabrał mnie do swojego domu i pozwolił zamieszkać razem z nim. Jednak z
dnia na dzień było coraz gorzej. W końcu Liam wyznał mi prawdę. Kiedy z nim
zerwałam, zdradził mnie. Obiecywał, że poza pocałunkiem do niczego więcej nie
doszło. Ale mnie to bolało. Kiedy ja walczyłam by wyzdrowieć, by móc z nim być,
on zabawiał się z inną dziewczyną.
Dalej z nim
mieszkałam, bo nie miałam się gdzie podziać, ale nie mogłam wybaczyć tego
Liamowi.
Chłopak robił
wszystko, żebym mu wybaczyła. Jego fani mnie nienawidzili. To jeszcze bardziej
skłaniało mnie do tego, żeby odejść. Zniknąć z jego życia.
Pewnego dnia
Liam pojechał na wywiad, a ja zostałam w domu i oglądałam ich w telewizji. Nie
wiem po co. Może liczyłam na to, że Liam przeprosi mnie przed wszystkimi.
Ale on szczerze
mnie zaskoczył. Opowiedział całą swoją historię. O tym, że on też był w
psychiatryku i że tam się poznaliśmy. A co najważniejsze, zrobił to. Przeprosił
mnie na wizji.
Kiedy wrócił do
domu, kazał mi ślicznie się ubrać i powiedział, że zabiera mnie w śliczne
miejsce.
Zrobiłam to o co
poprosił i pojechaliśmy. Liam przygotował dla nas piknik pod gwiazdami. I wtedy
poprosił mnie, żeby za niego wyszła. Wzruszył mnie tym. Oczywiście zgodziłam
się.
Po tygodniu
naszły mnie wątpliwości. Czy nie jesteśmy za młodzi?
Wróciłam do
szpitala, żeby spotkać się z moją panią psycholog. Porozmawiać z nią. Rozwiać
wątpliwości.
Kochasz go?,
zapytała się mnie. Bardzo, odpowiedziałam. Musisz zrobić to co ci podpowiada
serce, Claire, odrzekła.
Wróciłam do
domu. Zobaczyłam tam Liama i już wiedziałam czego chcę. Chcę jego.
Dwa lata później
wzięliśmy ślub, a ja dowiedziałam się, że jestem w ciąży.
Po dziewięciu
miesiącach na świat przyszedł nasz synek. Daliśmy mu na imię Noah.
Teraz mam 25
lat, kochającego męża, pięcioletniego synka i kolejne dziecko w drodze.
Czasami myślę,
że ta choroba to najlepsze co mi się przytrafiło. Bo gdybym nie zachorowała,
pewnie teraz nie miałabym wszystkiego co kocham nad życie. Liama, synka i
maleństwo, które noszę pod sercem.
I taka jest moja
historia. O chorobie, którą zwyciężyłam i o miłości, którą wygrałam.
*******************************************
Cześć wam :)
Jestem Kasia i jestem nową autorką na blogu.
Mam nadzieję, że moje imaginy spodobają się wam i ciepło mnie przyjmiecie :)
wtorek, 14 maja 2013
Szukam chętnych! :)
Jako, że i Ola i Ewa opuściły bloga, kompletnie zostawiając mnie samą (mam nadzieję, że macie wyrzuty sumienia! :D), postanowiłam od razu zacząć szukać nowych osób, które byłyby chętne na dalsze prowadzenie bloga.
A więc, jeśli macie wenę i umiecie ją przelać na klawiaturę - ten blog jest dla Was :)
Zgłaszajcie się na mój mail: winchestermaya@gmail.com gdzie prześlijcie którą informację o Was, Wasz twitter jeśli go posiadacie + jakąś krótką pracę, przez którą zdecyduję czy Was przyjąć.
Pytania? Odsyłam na mój prywatny twitter.
Nie bójcie się, nie gryzę! :)
~ Maya Malik x
A więc, jeśli macie wenę i umiecie ją przelać na klawiaturę - ten blog jest dla Was :)
Zgłaszajcie się na mój mail: winchestermaya@gmail.com gdzie prześlijcie którą informację o Was, Wasz twitter jeśli go posiadacie + jakąś krótką pracę, przez którą zdecyduję czy Was przyjąć.
Pytania? Odsyłam na mój prywatny twitter.
Nie bójcie się, nie gryzę! :)
~ Maya Malik x
wtorek, 23 kwietnia 2013
30. I belong with you, you belong with me.
Cześć, Wam!
Od razu powiem, że jest mi cholernie przykro, że Ola nam tu odchodzi! I, że to wszystko przez brak motywacji, brak weny. Każda z Nas to przeżywa i doskonale wiem jak to jest, a także jak jeden komentarz potrafi wywołać uśmiech i chęć dalszego pisania :)
Dlatego, kochani, jeśli wpadacie na nasz blog, proszę, zostawcie za sobą jakikolwiek ślad. To niewiele, a dużo znaczy.
Olu, mam nadzieję, że szybko do nas jednak wrócisz! x
A dla Was, krótki oneshot! :) Zainspirował mnie jeden gif.
Cansas Collins spojrzała na Zayn'a oczyma pełnymi bólu i rozpaczy. Wiedziała, jaka cisza potrafi być nie do zniesienia, jak bardzo boli Zayn'a jej milczenie. Ale w takiej chwili chciała mu zrobić na złość. Chciała, żeby poczuł się winny.
Jeszcze raz spojrzała na niego, widząc jego zaszklone piwne oczy. A potem odwróciła się na pięcie i trzasnęła drzwiami, wychodząc z apartamentu, który od miesiąca dzielili razem. Zjechała windą i nie mogły minąć więcej niż trzy minuty, kiedy była już na dole, a Zayn na nią czekał. Jego zazwyczaj blade poliki tym razem były zarumienione. Musiał zbiec po schodach.
— Ce, proszę, zaczekaj — powtarzał po raz enty, ale gdy chwycił ją za ramię, Cansas mu się wyrwała i puściła biegiem ulicą. Biegła, ile miała siły w nogach, w ogóle się za siebie nie oglądając. Czuła, że jej serce bije, jakby miało zaraz jej wyskoczyć z piersi.
Za pięć minut. Wiesz, gdzie. Wysłała SMS'a do Maxime. Od dłuższego czasu się przyjaźniły, a właśnie tego Cece potrzebowała - przyjaciółki. Przez całe swoje życie nie posiadała nikogo takiego. Bardziej trzymała się z chłopakami, chociaż to dopiero nastąpiło w liceum, kiedy poznała Harry'ego.
W tej samej sekundzie ujrzała na ekranie komórki zdjęcie Zayn'a. Kliknęła na czerwoną słuchawkę chyba z milion kolejnych razy. W końcu, zirytowana, wyłączyła telefon i w drodze do kawiarni, odpaliła papierosa. Powoli wypuściła dym. W kilka kolejnych minut dotarła na umówione miejsce. Mała kawiarnia w centrum miasta. Swego czasu przesiadywała tutaj z Lou i Harry'm. Ten okres czasu wydawał jej się cholernie odległym. Ile już minęło czasu od wakacji? Pół roku? A ona... Rzuciła studia. Wszystko w imię chorej miłości. Gdyby kontynuowała naukę, która i tak nie była jej do niczego potrzebna, bo pracę miała, to spędzałaby może jeden dzień z tygodniu z Zayn'em. Ale potrzebowała go. A on jej, chociaż ich relacje ciężko było jakkolwiek określić.
Westchnęła pod nosem i zajęła miejsce w najbardziej oddalonym kąciku sali. Zamówiła drinka i ukryła twarz w dłoniach.
— Co się stało? — Trzysta dwadzieścia wydechów później usłyszała głos Maxie.
— Nie pojawił się przez całą noc. Pieprzoną noc. — szepnęła Cece. — Mieliśmy iść na kolację z jego rodzicami. Wystawił nas. I wrócił rano. Nawet nie odbierał telefonu.
— Spokojnie. Może wyleciało mu z głowy. No i był z Niall'em. Przy nim łatwo zapomnieć o najważniejszych rzeczach. — Maxime nie odrywała wzroku od Cansas.
— Był z Niall'em? — mruknęła Cece z kpiną. — Świetnie, po prostu cudownie. — Wypiła duszkiem drinka i spojrzała na przyjaciółkę. Skoro Zayn miał inne plany na wieczór, mógł odwołać spotkanie, a nie w ogóle się nie pojawić. To nie było w jego stylu. A może po prostu Cansas wcale go tak dobrze nie znała, jak jej się wydawało?
— Nie wiesz, co mu po głowie chodziło. Może się wystraszył? Może potrzebował dnia wolnego. Nie jest twoją własnością. — widząc wzrok Ce, Maxime dodała: — Teoretycznie. Przemyśl to, C. Wróć do domu i z nim porozmawiaj. A znając ciebie, nie dałaś mu nawet dojść do słowa.
Cansas skinęła głową i wstała od stolika. Nie bała się, że Maxime zaraz się na nią obrazi, że wyciągnęła ją z domu na trzy słowa. Mimo naprawdę ciężkich początków, teraz rozumiały się doskonale. Aczkolwiek Cece jeszcze przez trzy godziny błąkała się po mieście bez celu. Kiedy dotarła pieszo na ostatni przystanek metra, w końcu poddała się i postanowiła wrócić do domu. Kiedy uruchomiła z powrotem telefon ujrzała ponad dwadzieścia nieodebranych połączeń. Czuła, że Zayn'owi na niej zależy, ale...
Wjechała windą na ostatnie piętro. Delikatnie pchnęła drzwi i na palcach weszła do salonu. Świecił pustką. Więc Ce skierowała się do sypialni. Stanęła w drzwiach i poczuła, jak w jej gardle rośnie wielka gula i nie może jej połknąć. Niemalże się rozkleiła, widząc jak Zayn Malik ubrany w kurtkę leży na ich łóżku, a tuż obok niego znajdował się brązowy pluszak. Prezent na ich pierwszą prawdziwą randkę. Zawsze zajmował honorowe miejsce na kanapie w salonie.
Podeszła do łóżka i przykucnęła, opuszkami palca głaskając Zayn'a po policzku, tak jak zawsze on ją budził. Zayn momentalnie podniósł głowę, mrugając powiekami. W pokoju świeciła się mała lampka, rzucała światło na jego zmęczoną twarz.
— Zayn... Ja... — przerwał jej lekkim pocałunkiem. Podniósł się, nie odrywając swoich warg od jej, a gdy Cansas znów chciała się odezwać, ten nie pozwolił jej dojść do słowa, tym razem przeradzając pocałunek w namiętny, głęboki.
— Ce, tak bardzo cię kocham. — szepnął Zayn pomiędzy pocałunkami.
— Wiem, Zayn. — również wyszeptała, wsuwając palce w jego ciemne włosy i przyciągając go mocniej do siebie.
— Wyjdź za mnie — usłyszała i jej serce w tej samej sekundzie zamarło. Spojrzała w jego świecące się oczy i poczuła, jak zbiera jej się na płacz. — Dlaczego płaczesz? Ce, kochanie. Vas happenin? — przetarł jej łzę opuszkami palcem, nie ukrywając lekkiego uśmiechu. — T-to... Z-za... Ce?
Cansas wtuliła się mocno w jego ramiona i obydwoje runęli na ziemię. Zayn oparł się plecami o ramę łóżka i całował ją po włosach, policzkach, aż w końcu odnalazł jej usta. Chwilę potem ujął jej twarz w dłonie i spojrzał jej głęboko w oczy. Nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Jedyne, co można było usłyszeć to ich zwolnione oddechy.
— Tak. — szepnęła w końcu Cansas.
~ Maya Malik x
Od razu powiem, że jest mi cholernie przykro, że Ola nam tu odchodzi! I, że to wszystko przez brak motywacji, brak weny. Każda z Nas to przeżywa i doskonale wiem jak to jest, a także jak jeden komentarz potrafi wywołać uśmiech i chęć dalszego pisania :)
Dlatego, kochani, jeśli wpadacie na nasz blog, proszę, zostawcie za sobą jakikolwiek ślad. To niewiele, a dużo znaczy.
Olu, mam nadzieję, że szybko do nas jednak wrócisz! x
A dla Was, krótki oneshot! :) Zainspirował mnie jeden gif.
Cansas Collins spojrzała na Zayn'a oczyma pełnymi bólu i rozpaczy. Wiedziała, jaka cisza potrafi być nie do zniesienia, jak bardzo boli Zayn'a jej milczenie. Ale w takiej chwili chciała mu zrobić na złość. Chciała, żeby poczuł się winny.
Jeszcze raz spojrzała na niego, widząc jego zaszklone piwne oczy. A potem odwróciła się na pięcie i trzasnęła drzwiami, wychodząc z apartamentu, który od miesiąca dzielili razem. Zjechała windą i nie mogły minąć więcej niż trzy minuty, kiedy była już na dole, a Zayn na nią czekał. Jego zazwyczaj blade poliki tym razem były zarumienione. Musiał zbiec po schodach.
— Ce, proszę, zaczekaj — powtarzał po raz enty, ale gdy chwycił ją za ramię, Cansas mu się wyrwała i puściła biegiem ulicą. Biegła, ile miała siły w nogach, w ogóle się za siebie nie oglądając. Czuła, że jej serce bije, jakby miało zaraz jej wyskoczyć z piersi.
Za pięć minut. Wiesz, gdzie. Wysłała SMS'a do Maxime. Od dłuższego czasu się przyjaźniły, a właśnie tego Cece potrzebowała - przyjaciółki. Przez całe swoje życie nie posiadała nikogo takiego. Bardziej trzymała się z chłopakami, chociaż to dopiero nastąpiło w liceum, kiedy poznała Harry'ego.
W tej samej sekundzie ujrzała na ekranie komórki zdjęcie Zayn'a. Kliknęła na czerwoną słuchawkę chyba z milion kolejnych razy. W końcu, zirytowana, wyłączyła telefon i w drodze do kawiarni, odpaliła papierosa. Powoli wypuściła dym. W kilka kolejnych minut dotarła na umówione miejsce. Mała kawiarnia w centrum miasta. Swego czasu przesiadywała tutaj z Lou i Harry'm. Ten okres czasu wydawał jej się cholernie odległym. Ile już minęło czasu od wakacji? Pół roku? A ona... Rzuciła studia. Wszystko w imię chorej miłości. Gdyby kontynuowała naukę, która i tak nie była jej do niczego potrzebna, bo pracę miała, to spędzałaby może jeden dzień z tygodniu z Zayn'em. Ale potrzebowała go. A on jej, chociaż ich relacje ciężko było jakkolwiek określić.
Westchnęła pod nosem i zajęła miejsce w najbardziej oddalonym kąciku sali. Zamówiła drinka i ukryła twarz w dłoniach.
— Co się stało? — Trzysta dwadzieścia wydechów później usłyszała głos Maxie.
— Nie pojawił się przez całą noc. Pieprzoną noc. — szepnęła Cece. — Mieliśmy iść na kolację z jego rodzicami. Wystawił nas. I wrócił rano. Nawet nie odbierał telefonu.
— Spokojnie. Może wyleciało mu z głowy. No i był z Niall'em. Przy nim łatwo zapomnieć o najważniejszych rzeczach. — Maxime nie odrywała wzroku od Cansas.
— Był z Niall'em? — mruknęła Cece z kpiną. — Świetnie, po prostu cudownie. — Wypiła duszkiem drinka i spojrzała na przyjaciółkę. Skoro Zayn miał inne plany na wieczór, mógł odwołać spotkanie, a nie w ogóle się nie pojawić. To nie było w jego stylu. A może po prostu Cansas wcale go tak dobrze nie znała, jak jej się wydawało?
— Nie wiesz, co mu po głowie chodziło. Może się wystraszył? Może potrzebował dnia wolnego. Nie jest twoją własnością. — widząc wzrok Ce, Maxime dodała: — Teoretycznie. Przemyśl to, C. Wróć do domu i z nim porozmawiaj. A znając ciebie, nie dałaś mu nawet dojść do słowa.
Cansas skinęła głową i wstała od stolika. Nie bała się, że Maxime zaraz się na nią obrazi, że wyciągnęła ją z domu na trzy słowa. Mimo naprawdę ciężkich początków, teraz rozumiały się doskonale. Aczkolwiek Cece jeszcze przez trzy godziny błąkała się po mieście bez celu. Kiedy dotarła pieszo na ostatni przystanek metra, w końcu poddała się i postanowiła wrócić do domu. Kiedy uruchomiła z powrotem telefon ujrzała ponad dwadzieścia nieodebranych połączeń. Czuła, że Zayn'owi na niej zależy, ale...
Wjechała windą na ostatnie piętro. Delikatnie pchnęła drzwi i na palcach weszła do salonu. Świecił pustką. Więc Ce skierowała się do sypialni. Stanęła w drzwiach i poczuła, jak w jej gardle rośnie wielka gula i nie może jej połknąć. Niemalże się rozkleiła, widząc jak Zayn Malik ubrany w kurtkę leży na ich łóżku, a tuż obok niego znajdował się brązowy pluszak. Prezent na ich pierwszą prawdziwą randkę. Zawsze zajmował honorowe miejsce na kanapie w salonie.
Podeszła do łóżka i przykucnęła, opuszkami palca głaskając Zayn'a po policzku, tak jak zawsze on ją budził. Zayn momentalnie podniósł głowę, mrugając powiekami. W pokoju świeciła się mała lampka, rzucała światło na jego zmęczoną twarz.
— Zayn... Ja... — przerwał jej lekkim pocałunkiem. Podniósł się, nie odrywając swoich warg od jej, a gdy Cansas znów chciała się odezwać, ten nie pozwolił jej dojść do słowa, tym razem przeradzając pocałunek w namiętny, głęboki.
— Ce, tak bardzo cię kocham. — szepnął Zayn pomiędzy pocałunkami.
— Wiem, Zayn. — również wyszeptała, wsuwając palce w jego ciemne włosy i przyciągając go mocniej do siebie.
— Wyjdź za mnie — usłyszała i jej serce w tej samej sekundzie zamarło. Spojrzała w jego świecące się oczy i poczuła, jak zbiera jej się na płacz. — Dlaczego płaczesz? Ce, kochanie. Vas happenin? — przetarł jej łzę opuszkami palcem, nie ukrywając lekkiego uśmiechu. — T-to... Z-za... Ce?
Cansas wtuliła się mocno w jego ramiona i obydwoje runęli na ziemię. Zayn oparł się plecami o ramę łóżka i całował ją po włosach, policzkach, aż w końcu odnalazł jej usta. Chwilę potem ujął jej twarz w dłonie i spojrzał jej głęboko w oczy. Nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Jedyne, co można było usłyszeć to ich zwolnione oddechy.
— Tak. — szepnęła w końcu Cansas.
~ Maya Malik x
poniedziałek, 22 kwietnia 2013
Od autorki :)
Heej :)
Dawno minie tu nie było...
Z dnia na dzień coraz więcej wyświetleń.. WOW!
Od razu mówię, że nigdy nie spodziewałam się tylu czytelników.
Ale niestety piszę tą notkę, żeby się pożegnać.
Założyłam tego bloga w listopadzie zeszłego roku. Znaczył on dla mnie bardzo dużo, ale odchodzę.
Zostawiam go Oli i Mai, mam nadzieję, że poradzą sobie, a jak nie, to znajdą kogoś na moje miejsce.
Jest to mój ostatni post, więc pozwolę się trochę rozpisać :)
Głównym powodem odejścia jest brak czasu i weny, ale też to, że mało was komentuje, nie mam motywacji i jakoś nie umiem już pisać o 1D. Wiem że Directioner się jest na zawsze, ale już nie mam takiego świra na ich punkcie. Już mi przestało tak bardzo zależeć. Zmienili się i to bardzo. Ja też się zmieniłam. Dlatego nie chcę pisać, bo moje imaginy będą coraz gorsze. W sumie już są.
Zaczynałam z niczym, ale kończę ze wszystkim. Dzięki temu blogowi poznałam wiele wspaniałych osób, które sprawiały uśmiech na mojej twarzy :)
Chciałabym głównie podziękować osobom, które czytały moje wypociny i komentowały je. KOCHAM WAS!
Tak więc to tyle.
Naprawdę dziękuję Wam wszystkim. Tym, którzy czytali, komentowali, którzy wspierali mnie i motywowali :)
Będzie mi Was brakować...
Dawno minie tu nie było...
Z dnia na dzień coraz więcej wyświetleń.. WOW!
Od razu mówię, że nigdy nie spodziewałam się tylu czytelników.
Ale niestety piszę tą notkę, żeby się pożegnać.
Założyłam tego bloga w listopadzie zeszłego roku. Znaczył on dla mnie bardzo dużo, ale odchodzę.
Zostawiam go Oli i Mai, mam nadzieję, że poradzą sobie, a jak nie, to znajdą kogoś na moje miejsce.
Jest to mój ostatni post, więc pozwolę się trochę rozpisać :)
Głównym powodem odejścia jest brak czasu i weny, ale też to, że mało was komentuje, nie mam motywacji i jakoś nie umiem już pisać o 1D. Wiem że Directioner się jest na zawsze, ale już nie mam takiego świra na ich punkcie. Już mi przestało tak bardzo zależeć. Zmienili się i to bardzo. Ja też się zmieniłam. Dlatego nie chcę pisać, bo moje imaginy będą coraz gorsze. W sumie już są.
Zaczynałam z niczym, ale kończę ze wszystkim. Dzięki temu blogowi poznałam wiele wspaniałych osób, które sprawiały uśmiech na mojej twarzy :)
Chciałabym głównie podziękować osobom, które czytały moje wypociny i komentowały je. KOCHAM WAS!
Tak więc to tyle.
Naprawdę dziękuję Wam wszystkim. Tym, którzy czytali, komentowali, którzy wspierali mnie i motywowali :)
Będzie mi Was brakować...
środa, 3 kwietnia 2013
29. Nothing Like Us.
Co tu dużo mówić? Druga część As Long As You Love Me specjalnie dla was. x
Yo, zawiedliście nas odrobinę. Dużo osób chciało trzecią część I Wish od Evie, ale zostawić komentarza to już wam się nie chciało. Lenie pieprzone. Dla waszej wiadomości, to właśnie głównie komentarze pchają nas do dalszego pisania, więc, gdyby nie było żadnych komentarzy, to nie byłoby bloga. Proste? Proste.
Więc prosimy. Ja, Evie i Maya. Jeśli czytasz - zostaw komentarz!
Następny imagin będzie dopiero po 5 komentarzach.
Wiem, wiem, i tak nikt z was nie zwrócił uwagi na moje wypociny przez oneshotem. -_-
I wiem jeszcze, że wyszedł chujowy, przepraszam za słownictwo. Po prostu mi się nie podoba, ot co.
Poczułam przyjemne mrowienie na
twarzy. Otworzyłam oczy i od razu poraziło mnie światło wschodzącego słońca,
więc lekko je przymrużyłam. Przez chwilę w myślach zastanawiałam się nad
pięknem świata skąpanego w porannym słońcu, a potem do mnie dotarło, co to za
dzień.
1 sierpień. Moje dwudzieste
urodziny. I trzecia rocznica mojego pierwszego spotkania z Niallem.
Pamiętam ten dzień, jakby to było
wczoraj.
To był piątek. Siedziałam sobie
spokojnie w mojej ulubionej kawiarni Paradise
w dzień moich siedemnastych urodzin i piłam mrożoną latte machiato z karmelem.
Patrzyłam na otaczających mnie ludzi, a wtedy drzwi otworzyły się po raz setny
tego dnia i wszedł on. Niebieskooki blondyn z ciemnymi odrostami i ślicznym
uśmiechem odsłaniającym trochę krzywe zęby. Przykuł moją uwagę. Roztaczał wokół
siebie bardzo miłą atmosferę i wydawać by się mogło, że wszystkich ludzi w
kawiarni zaraża swoim doskonałym humorem. Razem z Zaynem, jego najlepszym
kumplem, podszedł do lady i obaj zaczęli rozmawiać z dziewczyną przyjmującą
zamówienia, jego kuzynką, jak jakiś czas później mi powiedział. Co jakiś czas
zerkałam na blondyna. Był cholernie słodki. Wtedy zadzwoniła moja przyjaciółka
Jess i powiedziała, żebym do niej przyszła. Wstałam, żeby wyrzucić pusty kubek
po napoju, i pech chciał, że Niall akurat dostał swoje zamówienie. Dlaczego
pech? Ani ja go nie zauważyłam, ani on mnie nie zauważył. Patrzyliśmy w
zupełnie inne strony, a Zayn nie zdążył go ostrzec. Horan zderzył się ze mną, a
cała zawartość jego kubka znalazła się na mnie i na nim. To była czekolada,
pamiętam doskonale ten zapach. Zszokowani spojrzeliśmy na swoje brudne
koszulki, potem na siebie i w tym samym momencie zaczęliśmy się nawzajem
przepraszać, co wywołało śmiech. I u mnie, i u Nialla. Chciałam mu kupić nową
czekoladę, ale kategorycznie zaprzeczył i powiedział, że lepiej będzie, jeśli
dam mu swój numer.
I pomyśleć, że to czekolada
rozpoczęła tak wielką miłość.
Z westchnieniem przewróciłam się
na plecy i wpatrzyłam w jasny sufit.
Minęło już pół roku od naszego
ostatniego spotkania. Ciągle na myśl o nim szklą mi się oczy, jednak częściowo
pogodziłam się z tym okrutnym losem. Muszę przyznać, że nie rozumiem, po co
ciągle tu jestem. Mówiąc ‘tu’ mam na myśli ogólnie świat. Po co ja jeszcze
żyję? Gdy tak o tym myślałam, to stwierdziłam, że po to, by pokazywać mojemu
ojcu, jak bardzo spieprzył życie swojej jedynej córce.
Tyle razy leżałam z Niallem na
tym łóżku. Tutaj grał mi na gitarze, śpiewał, opowiadał kawały, łaskotał,
całował, przytulał, zapewniał o jego miłości. Poczułam jak pojedyncza łza
spływa z kącika mojego oka, a następnie wydając cichutki dźwięk opada na
pościel. Szybko otarłam dłonią policzek i wstałam. Moi rodzice wyjechali w
zeszłym tygodniu na delegację, więc miałam w jakimś stopniu spokój. Cieszyłam
się, że nie widzę mojego ojca. Może to zabrzmi dziwnie, no bo która córka
nienawidzi swojego ojca, ale ja go naprawdę nienawidzę.
Usiadłam i rozejrzałam się po moim
pokoju. Biurko i krzesło stojące obok robiło za szafę, tak samo kanapa i fotel.
Wstałam, wzięłam czyste dresy i bieliznę i poszłam wziąć szybki, orzeźwiający
prysznic. Po prysznicu ubrałam się w wybrane ciuchy, czyli szare dresowe
spodnie i szeroką czarną koszulkę z napisem who
you are.
Zeszłam na dół do kuchni.
Zrobiłam sobie kawę i tosta – moje codzienne śniadanie. Szybko zjadłam, a kawę
wzięłam ze sobą na górę. Chciałam trochę posprzątać w pokoju i oderwać swoje
myśli od blondyna. Weszłam do pokoju i już miałam zamiar brać się za porządki,
gdy moją uwagę przykuło coś, czego nie powinno być tam, gdzie było.
Na stoliku leżało jakieś małe,
ładnie opakowane pudełeczko. Zdziwiłam się, ponieważ nikogo w domu nie było
oprócz mnie. Powoli podeszłam do stolika. Koło paczuszki leżała złożona kartka.
Wzięłam ją drżącymi dłońmi i otworzyłam.
Na widok tak doskonale znanego mi
pisma moje serce zaczęło bić w nienaturalnie szybkim tempie. Oddech
przyspieszył, a nogi zaczęły drżeć tak jak dłonie. Nie byłam w stanie utrzymać
się w pionowej pozycji, więc osunęłam się na ziemię, ciągle wpatrując się w
kartkę jakby była jakimś skarbem. No, poniekąd była.
Wszystkiego najlepszego, skarbie. Tęsknię za tobą i kocham cię, twój
Niall.
Mój Niall. Nie byłam w stanie
dalej utrzymywać emocji w ryzach i wybuchłam głośnym płaczem. Rana, którą
próbowałam leczyć przez pół roku na nowo się otworzyła i po moim ciele rozszedł
się niemożliwy ból. Tak bardzo go kocham. Nie potrafię tego zrozumieć, dlaczego
mój ojciec nam to zrobił. Nie przewidywał konsekwencji, prawda? Miał gdzieś to,
że zostanie we mnie ślad do końca życia. Nie rozumiał tego. Nie było na świecie
drugiej takiej osoby, która znaczyłaby dla mnie tyle co Niall.
Spróbowałam trochę się opanować i
sięgnęłam po pudełeczko. Otworzyłam je, a moim oczom ukazał się delikatny,
srebrny łańcuszek z zawieszką w kształcie małego serduszka. Od razu przypomniał
mi się ten dzień na początku roku, gdy Niall mówił, że kiedyś mi go kupi. Ja
wtedy odpowiedziałam, że sam Niall mi wystarczy, a on na to, że będzie mi go
przypominać, gdy nie będzie go przy mnie. Nie sądziłam, że kiedyś go przy mnie
nie będzie.
Moje rozmyślanie przerwał
dzwoniący telefon. Chciałam wypatrzeć moją komórkę, ale była gdzieś pod
ubraniami. Położyłam prezent od Nialla na stoliku i zaczęłam przekopywać się
przez stosy materiałów. W końcu udało się i w ostatniej chwili odebrałam.
- Tak? – rzuciłam do słuchawki i
wróciłam spojrzeniem do łańcuszka.
- Wszystkiego najlepszego
kochanie! – powiedziała radośnie moja mama. – Mam nadzieję, że cię nie
obudziliśmy?
- Nie, wstałam pół godziny temu –
odpowiedziałam.
- To dobrze. W każdym razie,
szczęścia, zdrowia, pomyślności i czego sobie życzysz – życzę sobie powrotu
Nialla, pomyślałam z żalem. – Prezent dostaniesz wieczorem.
- Wieczorem? – zapytałam ze
zdziwieniem. – Wracacie tak szybko?
- Tak, myśleliśmy, że to wszystko
będzie trwało dłużej, ale myliliśmy się.
- Okej, to będę czekać, do
zobaczenia.
- Czekaj, a tata?
Zacisnęłam pięść tak mocno, że aż
zbielały mi knykcie.
- Doskonale zdajesz sobie sprawę,
że nie chcę z nim rozmawiać – rzuciłam lodowatym tonem. – Nie chcę jego życzeń.
Usłyszałam westchnięcie.
- Kochanie, przecież wiesz…
- Nie, mamo. Nie będę z nim
rozmawiać.
- Ranisz go, skarbie –
powiedziała zmartwionym głosem.
- A on mnie może, tak?
Nie zaczekałam na jej odpowiedź i
się rozłączyłam. Naprawdę, jeszcze tego mi brakowało, żeby kłócić się z mamą. Z
nią akurat się dogadywałam. No, przeważnie. Była jakimś tam wsparciem. Może nie
zawsze stała po mojej stronie, ale jeśli chodziło o Nialla, to nie zabierała w
ogóle głosu, jednak wiedziałam, że mi współczuje. To było widać w jej
spojrzeniu.
Dochodziło południe, więc
postanowiłam gdzieś wyjść. Przebrałam się w jeansowe szorty i czarną bokserkę.
Przeczesałam palcami włosy, telefon wrzuciłam do kieszeni, a łańcuszek Nialla
zapięłam na szyi.
I wtedy mój telefon zadzwonił
ponownie.
- Ale z ciebie już stara dupa! –
usłyszałam na przywitanie.
- Dziękuję, Jess – powiedziałam z
sarkazmem. – Dzwonisz, żeby mi mówić, że się starzeję?
- Nie? – odpowiedziała. Była w
świetnym humorze. – Sto lat, kochana.
- Dzięki.
- Słuchaj, pogadamy jutro jak
przyjdziesz, okej?
- Jasne, na razie – rozłączyłam
się.
Coś sobie uświadomiłam. Przecież
gdy wstałam, to prezentu od Nialla nie było. Poczułam ukłucie w sercu. Dlaczego
nie poczekał? Nie chciał porozmawiać? Nie chciał mnie zobaczyć? To przykre.
Szybko wyszłam z domu i zamknęłam
za sobą drzwi, a klucz schowałam do torebki. Wiedziałam, gdzie pójdę.
Do Paradise.
***
Pchnęłam drzwi, a dzwonek nad
moją głową wydał z siebie cienki dźwięk. Z cieniem nadziei weszłam do środka
kawiarni. Gdzieś w środku czułam, że on tam będzie. Nie wiedziałam tylko, czy
odważę się do niego podejść. Co, jeśli on jest szczęśliwy beze mnie? Jeśli kogoś
znalazł, a ja jestem tylko dziewczyną, którą kochał?
Nie, powiedziałam do siebie
stanowczo. Gdyby mu na tobie nie zależało, to nie przyszedłby rano.
W środku było dużo ludzi.
Znalazłam jakieś wolne miejsce, a obok mnie niemal od razu znalazł się młody chłopak.
- Witam, czy mogę przyjąć
zamówienie?
- Karmelowa latte – powiedziałam
pewna swojego wyboru.
Chłopak zapisał moje zamówienie i
odszedł, a ja zaczęłam się rozglądać. Jakaś elegancko ubrana kobieta pijąca
małą czarną, matka z dwójką kilkuletnich
dzieci, które piły owocowe koktajle, dwóch nastoletnich chłopaków, których
kojarzyłam ze szkolnych korytarzy, mężczyzna i kobieta trzymający się za ręce i
patrzący sobie w oczy. Wszyscy wyglądali na szczęśliwych. A czego się niby
spodziewałaś? Tego, że jak twój świat leży w gruzach, to innym też wszystko się
wali?
Kelner postawił na stoliku przede
mną moją latte i odszedł zostawiając mnie samą. Spojrzałam przez okno na ulicę.
Ludzie spieszyli się gdzieś, samochody śmigały po jezdni. Przypatrywałam się
światu, sącząc gorący napój, gdy drzwi się otworzyły, a we mnie coś drgnęło.
I poczułam się tak, jak dokładnie
trzy lata temu.
Wszedł do kawiarni z Zaynem. Na
jego ustach błąkał się delikatny uśmiech, ale jakże wymuszony. Chłonęłam
wzrokiem wszystkie zmiany, jakie w nim zaszły przez pół roku. Wydawał się
wyższy, włosy miał postawione do góry, co odsłaniało mocno widoczne ciemne
odrosty. Taksował wnętrze smutnym spojrzeniem. Wydawać by się mogło, że jego
niebieskie oczy mają jeszcze bardziej intensywną barwę niż kiedyś. Przejechał
po mnie wzrokiem, a po moim ciele przeszły ciarki. Jednak on wyglądał, jakby
mnie nie zauważył.
Wtedy zrozumiałam, że mnie nie
poznał.
Zawsze byłam szczupła, ale bardzo
schudłam. Moje wiecznie jasne włosy przefarbowałam na ciemnobrązowe. Ale żeby
od razu mnie nie poznawać?
Usiadł z Zaynem kilka stolików
przede mną. Malik coś do niego mówił, a Niall się śmiał. Śmiał. Wreszcie. Już
myślałam, że nie usłyszę jego śmiechu.
Wtedy stwierdziłam, że lepiej z
tym skończyć.
Oczywiście, to logiczne, że
ciągle będę go kochać. To już się nie zmieni. Ale każde z nas ma teraz własne
życie. No, przynajmniej on. Na to wygląda. Żyje, oddycha. Jest
najprawdopodobniej szczęśliwy. A o to mi chodziło – chciałam mieć świadomość,
że wszystko u niego w porządku.
Uśmiechnęłam się lekko do siebie,
dopiłam kawę. Zabrałam torebkę, wstałam, przeszłam normalnie koło ich stolika.
Zerknęłam na niego po raz ostatni i wyrzuciwszy kubek, wyszłam na zalaną
słońcem ulicę.
Byłam spokojna.
***
Do końca dnia włóczyłam się po
mieście. Byłam na zakupach, odwiedziłam uczelnię, na którą chciałam iść na
studia. Gdy wróciłam do domu było już dobrze po zmroku.
Wchodząc po schodach, widziałam,
że w całym domu są pozapalane światła. To oznaczało, że rodzice już wrócili.
Weszłam i zamknęłam za sobą drzwi.
- Gdzie byłaś? – usłyszałam od
razu tak bardzo znienawidzony głos.
Odwróciłam się i zobaczyłam tatę
siedzącego w salonie. Odetchnęłam głęboko i ruszyłam naprzeciw złu.
- W mieście – odpowiedziałam,
siląc się na spokojny ton. – Nie mogę nawet na zakupy wyjść?
- Nie odbierałaś telefonu.
Martwiłem się.
- Jest wyciszony. Poza tym, mam
już dwadzieścia lat, tato – przypomniałam mu. – Mogę wychodzić gdzie chcę i
kiedy chcę.
- Nie, nie możesz – odwrócił się
do mnie, a ja zobaczyłam na stoliku przed nim kieliszek i butelkę wódki.
Cudownie, pomyślałam z irytacją.
- Zabronisz mi? – rzuciłam
zaczepnie.
Nie chciałam się z nim kłócić,
ale po prostu nie mogłam się powstrzymać.
- Tak, zabronię – powiedział,
patrząc na mnie. Jego wzrok był mętny. – Mogę się założyć o wszystko, co mam,
że byłaś z tym chłopakiem.
Momentalnie się we mnie
zagotowało.
- Nie byłam – warknęłam. – A
nawet jeśli, to i tak nie twoja sprawa.
- Co tu się dzieje? – w
drzwiach do kuchni pojawia się mama.
- Spotkała się z tym chłopakiem –
powtórzył do mojej rodzicielki. Spojrzałam na nią zmęczonym wzrokiem, a ona
posłała mi litościwe spojrzenie.
- Logan, daruj sobie –
powiedziała do niego. – Idź się lepiej położyć.
- Nie – rzucił, wstał i ruszył w
moją stronę. – Myślisz, że kim ty jesteś? Jakąś księżniczką, której wszystko
wolno? Która może robić co chce? Otóż mylisz się, moja droga. Mieszkasz pod
moim dachem – stał teraz kilka centymetrów ode mnie, wpatrując się ze złością w
moje oczy. Nie pozostałam dłużna. – A ja sobie nie życzę, żeby moja córka
spotykała się z takim śmieciem, jakim jest ten cały Niall.
Zacisnęłam zęby.
- I kto tu jest śmieciem? –
zapytałam. Nie obchodziło mnie to, co się stanie. Chciałam mu wszystko
wygarnąć. – Na pewno nie Niall, tato.
W jego oczach widziałam furię.
- Jak ty się do ojca odzywasz? –
syknął i uniósł rękę.
- Logan! – krzyknęła moja mama.
- Uderz mnie, no dalej –
powiedziałam, nie odrywając wzroku od jego twarzy.
- Masz się nie spotykać z tym
chłopakiem, zrozumiano?! – ryknął, popychając mnie z każdym słowem.
Cała ta sytuacja wydawała mi się
nierealna. No bo od kiedy to mój ojciec jest agresywny? Znaczy, widziałam, jak
pobił Nialla (jedno z moich najgorszych wspomnień), ale na mnie nigdy nie
podniósł ręki.
- Logan, masz w tej chwili
przestać! Oszalałeś?! – moja mama chciała wejść pomiędzy nas, ale mój ojciec
jej nie dał.
- Nie wtrącaj się, Stephanie –
powiedział ze złością. – Dotarło to do ciebie czy nie bardzo? – zwrócił się do
mnie.
- Nigdy to do mnie nie dotrze –
odpyskowałam. Za to dostałam w policzek. Skóra zaczęła mnie momentalnie piec.
Chwyciłam się dłonią w piekące miejsce i spojrzałam na niego z nienawiścią.
- On ci nic nie zrobił! –
krzyknęłam. – Dlaczego go tak nienawidzisz?!
- Tak jakoś mi podpadł – powiedział.
Nie wierzyłam w to, co mówi.
- Co z tobą jest nie tak? –
zapytałam z ironią.
- Powiedziałem, że masz się
odzywać z szacunkiem!
Mama cały czas próbowała
zakończyć tą kłótnię, ale nie wychodziło jej to. Żadne z nas nie zwracało na
nią większej uwagi.
- Odzywałabym się z szacunkiem,
gdybyś na niego zasłużył. Ale ty nie zasługujesz.
Jeśli wtedy był cholernie zły, to
teraz stał się zaślepiony furią. Popchnął mnie z całej siły, a moja mama
krzyknęła. Nie rozumiałam o co chodzi, dopóki cofając się, nie potknęłam się o
podwinięty dywan. Momentalnie poleciałam do tyłu. Moja mama chciała mnie
złapać, ale nie była dość szybka. Upadłam, uderzając głową o stopień schodów.
Przez oczami pojawiły mi się mroczki. Stephanie zaczęła płakać i wrzeszczeć
jednocześnie na mojego ojca, a ja wtedy straciłam przytomność.
***
Czy to raj? Jestem w niebie?
Otaczał mnie tłum ludzi. Jedni
byli ubrani na czarno, a drudzy na biało. Kontrast był ogromny. Jedyne co ich
wszystkich łączyło, to te same blond włosy, niebieskie oczy i uśmiech z
aparatem na zębach. Każdy miał tą samą twarz, budowę. Wszyscy mówili do siebie
nawzajem Niall, jakby wszyscy mieli
to samo imię.
Szare ściany kończyły się nie
wiadomo gdzie. Wszędzie widziałam tylko czerń, biel i szarość. Tylko ja się
wyróżniałam, z moimi długimi ciemnymi włosami i w niebieskiej sukience.
Miałam przeczucie, że znam tą
twarz. Kojarzyła mi się z czymś cudownym. Imię Niall też przywodziło na myśl
jakieś wspomnienie. Jednak za nic nie potrafiłam sobie przypomnieć, jakie to
było wspomnienie.
Ktoś mnie szturchnął w plecy.
Odwróciłam się. To był Niall. Czy mogłam spodziewać się kogoś innego? Chyba
nie.
Czułam się strasznie zmęczona.
Zamknęłam oczy, ponieważ zamykanie oczu w tłumie blondwłosych Niallów wydawało
mi się cholernie naturalne.
***
Chciałam otworzyć oczy, lecz nie
umiałam. Koło mojego ucha słyszałam aparaturę szpitalną. Maszyna wydawała ciche
piknięcie równo z biciem mojego serca, które biło spokojnie i głośno. Czułam na
ręce czyiś uścisk i chciałam zobaczyć, kto siedzi obok.
Po kilku minutach lub godzinach,
nie wiem, bo nie miałam poczucia czasu, skupiłam w końcu całą swoją wolę i
udało mi się uchylić powieki. Chociaż światło było przygaszone, to biel sufitu
nade mną i tak poraziła mnie z zastraszającą siłą. Mrugałam kilkanaście razy,
aby się przyzwyczaić. Gdy w końcu mi się to udało, rozejrzałam się z
ciekawością.
Osobą, która trzymała mnie za
rękę, okazała się moja mama. Miała głowę położoną na krańcu łóżka, na którym
leżałam. Spała. Nawet przez sen jej twarz wyrażała zmartwienie. Nie chciałam
jej budzić, więc po prostu leżałam i czekałam, aż sama się ocknie.
W tym czasie wszystko mi się
przypomniało. Poczułam ucisk w żołądku. Jak mój ojciec mógł mi to zrobić?
Po kilku minutach mama otworzyła
zaspane oczy i spojrzała na mnie. Jej źrenice jeszcze bardziej się rozszerzyły.
- Lily – szepnęła i mocno mnie
przytuliła.
- Spokojnie, mamo –
odpowiedziałam.
- Tak się martwiłam – poczułam
coś mokrego na ramieniu.
- Cii – pogłaskałam ją po
plecach, żeby się uspokoiła.
Trwałyśmy w takim uścisku chwilę,
a potem ona się odsunęła i z powrotem usiadła na krześle. Złapała mnie za rękę
i uśmiechnęła się, pomimo łez w jej oczach.
- Jak się czujesz? – zapytała.
Zamyśliłam się chwilę. Jak się
czułam?
- Trochę dziwnie – wyznałam. – Co
się stało?
Mam spuściła wzrok na nasze
dłonie. W końcu westchnęła.
- Byłaś nieprzytomna przez ponad
miesiąc – jej głos się trochę załamał, ale dzielnie brnęła dalej. – Dużo się
podczas twojej… hm, nieobecności zdarzyło.
- Czyli?
Dopiero teraz zauważyłam, że
mówimy przyciszonymi głosami. Jednak nie przeszkadzało mi to.
- Upadając, uderzyłaś się w
bardzo czuły punkt z tyłu czaszki. Nikt nie wiedział, czy uda ci się z tego
wyjść – zaszlochała cicho. – Jednak udało ci się – podniosła na mnie błyszczące
oczy. – Lekarze powiedzieli, że wszystko jest w porządku.
Ulżyło mi. A co z ojcem? Jakby
czytając w moich myślach, powiedziała:
- Ja i Logan rozwiedliśmy się.
Nie mogłam być z kimś, kto zrobił coś takiego własnemu i mojemu dziecku.
- Jak się trzymasz? – zapytałam
delikatnie.
- Dobrze – posłała mi uśmiech. –
Logan ma zakaz zbliżania się do mnie i do ciebie. Wynajęłam mieszkanie w
centrum. Idealne dla nas.
- To cudownie – powiedziałam.
Naprawdę, cieszyłam się, że mama
tak postąpiła. Nie obchodziło mnie, co się stanie z ojcem.
- Czeka na ciebie pewna
niespodzianka – powiedziała nagle.
- Niespodzianka? – zapytałam z
ciekawością. – Jaka?
Moja mama odsunęła się na bok,
odsłaniając mi tym samym niewielką kanapę pod oknem. Zobaczyłam leżącą na niej
postać.
- Zadzwoniłam do niego zaraz po
powiadomieniu karetki – wyznała mama. – Siedział przy tobie przez cały czas i
nie chciał cię zostawiać ani na chwilę.
Niall.
Tak bardzo się za nim stęskniłam.
Nawet nie wiem, jak opisać słowami uczucia szalejące wewnątrz mnie.
Nagle jakby pod wpływem mojego
spojrzenia, chłopak zaczął się kręcić.
- Zostawię was – mama się do mnie
uśmiechnęła, wstała i wyszła, zamykając za sobą cicho drzwi. Blondyn odwrócił
się na bok twarzą w moją stronę. Wyglądał tak spokojnie, gdy spał. Po kilku
sekundach uchylił powieki, a jego niebieskie oczy zaczęły wpatrywać się we mnie
ze zdziwieniem. Potem nastąpił szok, a następnie radość. Dosłownie podskoczył
na kanapie i zaraz trzymał mnie za rękę, a z jego oczu lały się łzy.
- Lily – szeptał cały czas. Jakby
nie mógł uwierzyć, że jestem zaraz obok niego, prawdziwa i żywa.
- Niall – odszepnęłam i wolną
ręką pogładziłam go po mokrym policzku.
Powoli pochylił się nade mną, a
potem delikatnie mnie pocałował. Tak dawno nie czułam smaku jego warg. Były
miękkie i wilgotne, takie, jakie je zapamiętałam. Całował mnie jakbym była
najważniejszą rzeczą w jego życiu.
- Kocham cię – wychrypiał przy
moich wargach.
- Wiem Niall. Ja ciebie też –
odszepnęłam i ponownie wpiłam się z jego usta, tym razem z większą
namiętnością. Już nigdy nie chciałam, żebyśmy się rozstawali na tak długo.
Chciałam go mieć już zawsze przy sobie. Chciałam, żeby był. I miał być. Wiem
to.
niedziela, 24 marca 2013
28. I Wish. Cz. 3.
Heej! ;)
Tak wiem, miałam to już dodać daaaaaawno temu, ale może dlatego, że czekaliście dłużej, bardziej się Wam spodoba. ;)
A tak w ogóle, to chciałam Wam baardzo podziękować za ponad 29000 wejść! Gdy zakładałam tego bloga nie myślałam, że będzie Was tak dużo! xx
I te komentarze... Nawet nie wiecie jaką radość sprawia nam czytanie ich! I jak cudownie jest wejść na bloga i zobaczyć, że jest ich coraz więcej. A przez 3 ostatnie dni przybyło ich aż 14! To jest naprawdę coś..
Tak wiem, miałam to już dodać daaaaaawno temu, ale może dlatego, że czekaliście dłużej, bardziej się Wam spodoba. ;)
A tak w ogóle, to chciałam Wam baardzo podziękować za ponad 29000 wejść! Gdy zakładałam tego bloga nie myślałam, że będzie Was tak dużo! xx
I te komentarze... Nawet nie wiecie jaką radość sprawia nam czytanie ich! I jak cudownie jest wejść na bloga i zobaczyć, że jest ich coraz więcej. A przez 3 ostatnie dni przybyło ich aż 14! To jest naprawdę coś..
Massive Thank You!
__________________________
-Pa...- Zamknęłaś
drzwi i oparłaś się o nie plecami. Znowu ścisnęło cię w
żołądku, ale tym razem to uczucie było przyjemne. Zamknęłaś
oczy i osunęłaś się na podłogę. Dobiegły cię wątpliwości.
Znałaś go tylko dwa dni. Znaczy dłużej go znałaś. Wiedziałaś
o nim wszystko, bo byłaś fanką ich zespołu, ale osobiście nie
znaliście się zbyt długo. Nigdy nie wierzyłaś w miłość od
pierwszego wejrzenia, ale teraz chyba zaczęłaś.
Z zamyśleń
wyrwał cię telefon. Odebrałaś i usłyszałaś dobrze znany ci
głos.
-No hej,
obiecałem, że zadzwonię i powiem jak poszło. No więc
powiedziałem jej, ale nie wiem jak zareagowała.
-Louis, gdzie ty
do cholery jesteś? Jak mogłeś powiedzieć, że mnie kochasz, a
potem sobie pójść.
-Ja po prostu nie
wiedziałem jaka będzie twoja reakcja. Widziałem jak się
ucieszyłaś, gdy ci powiedziałem, że się zakochałem...
-Mów gdzie
jesteś. To nie jest rozmowa na telefon.
-W domu, ale
spotkajmy się w kawiarni. Za godzinę?
-Nie, teraz!-
Rozłączyłaś się. Pewnie myślał, że jesteś na niego zła.
Trudno, należy mu się. Ubrałaś się, wsiadłaś do samochodu i
pojechałaś pod umówione miejsce. W środku było mało ludzi.
Zdziwiło cię to, bo była sobota i do tego pora śniadaniowa.
Przeważnie jest tu tłok. Usiadłaś na swoim miejscu w samym kącie
i czekałaś na Louisa. Zanim jednak on przyszedł podszedł do
ciebie kelner. Ucieszyłaś się, gdy zobaczyłaś, że był to Sean.
-No hej, jak tam z
Riley?- Zapytałaś, gdy tylko do ciebie podszedł.
-Dobrze. Nawet
bardzo dobrze.
-Macie zamiar być
razem?- Chłopak się zdziwił.
-My jesteśmy
razem.
-Naprawdę?! Ona
mi nic nie powiedziała... Gratulację i szczęścia życzę.
-Ja też wam życzę
szczęścia.
-Nam?- Teraz to ty
się zdziwiłaś. Przecież nie wiedział o Louisie.
-No podobno jesteś
z tym Zaynem, czy jak mu tam...
-Nie, to są
plotki. Nigdy z nim nie byłam i nie będę. Możesz być pewny.
-No dobra, całe
szczęście, bo tacy ludzie jak on nie są odpowiednimi chłopakami
dla ciebie.
-Jacy ludzie? Nie
znasz go.
-A ty go znasz?
Chodzi mi o to, ze jest sławny. Dla ciebie lepszy będzie ktoś
zwykły.
-Czyli jak ktoś
jest sławny, to jest niezwykły?
-Nie chodzi mi o
to... Dobra porozmawiamy później. Jestem w pracy i mam
klienta.-Wskazał ręką na drzwi. Stał tam Lou. Gdy cię zauważył,
to od razu podszedł.
-Przynieś mi to
co ostatnio. Latte i lody.
-Mi też-
Powiedział Lou i zajął miejsce naprzeciwko ciebie- Przewróciłaś
oczami na widok zdziwionej i zmartwionej twarzy blondyna. Całe
szczęści nic nie mówił tylko odszedł od stolika.
-Teraz mi powiedz
co to miało być!
-Nie bądź zła.
Sama mi kazałaś powiedzieć co czuję.
-Tak, ale
myślałam, że chodzi o kogoś innego. Nie wiedziałam, że to ja.
-A ty jesteś
inna?
-Nie, ja po prostu
nie lubię, gdy ktoś ucieka.
-Ja nie uciekłem.
Chciałem tylko dotrzymać obietnicy-Nie odpowiedziałaś tylko się
w niego wpatrywałaś- Dobra uciekłem, ale bałem się twojej
reakcji. W sumie nadal się boję...
-Ale nie masz
czego- Ton twojego głosu się zmienił. Wiedziałaś jak on może
się czuć, dlatego postanowiłaś trochę odpuścić.
-Mam czego. Możesz
mnie znienawidzić, a tego nie chcę.
-Ale nie dałeś
mi szansy odpowiedzieć- Przy waszym stoliku pojawił się kelner.
Nie był to jednak Sean. Może już skończył, albo po prostu nie
chciał do was podejść? Mężczyzna podał wam zamówienie i
odszedł, zostawiając rachunek. Wzięłaś swój pucharek lodów i
spojrzałaś na Louisa.
-Teraz masz
szansę.
-Wiem. Gdybym cię
znienawidziła, to nie spotkałabym się z tobą.
-Czyli mnie nie
nienawidzisz?
-Tak, nie
nienawidzę cię- Po tych słowach zaczęliście się śmiać.
-[t/i] ja naprawdę
cię kocham- wyciągnął ci z dłoni pucharek i chwycił je- I
dlatego nie będę naciskał na ciebie. Wiem, że za krótko mnie
znasz, by móc mnie pokochać.
-Lou, a co jeśli
twoja miłość jest odwzajemniona?
-Co masz na
myśli?- Zauważyłaś na jego ustach lekki uśmiech, który zniknął
tak samo szybko, jak się pojawił.
-Bo ja ciebie
chyba też kocham.
-Ale chyba robi
wielką różnicę.
-Wiem, dlatego
dajmy sobie więcej czasu.
-Dobrze.
~WIECZÓR~
-Halo?- Odebrałaś
telefon. Znowu dzwonił jakiś nieznany numer.
-Hej, tu Lou. Masz
plany na dzisiaj?
-Nie mam, a co?
-No to świetnie.
Będę po ciebie za dwie godziny.
-Alee Lou...-
Rozłączył się. O co mu chodziło? Zadzwoniłaś na ten numer, ale
nikt nie odbierał. Spróbowałaś na jego numer, z którego dzwonił
do ciebie rano, ale ten, też nie odpowiadał. Weszłaś na twittera
i napisałaś do Harrego z pytaniem czy wie o co chodziło Louisowi.
Potem zdałaś sobie sprawę, że Hazza rzadko wchodzi na komputer,
więc napisałaś do Nialla. Przy okazji usunęłaś spam w
wiadomościach. Chcąc dowiedzieć się czegoś nowego, przejrzałaś
twittera i dowiedziałaś się, że 1D gra dzisiaj koncert. Pewnie
Lou chciał cię na niego zabrać. Tylko, był mały problem. Nie
miałaś się w co ubrać. Poszłaś do sypialni, żeby znaleźć coś
co się będzie nadawało, ale nic nie mogłaś wypatrzeć. Wtedy
przypomniałaś sobie o sukience, którą mama kupiła ci krótko
przed swoją śmiercią. Nigdy nie miałaś jej na sobie, bo bałaś
się, że się zniszczy. To była jedyna pamiątka po mamie.
Zajrzałaś głębiej do szafy i wyciągnęłaś pudełko. Otworzyłaś
je i wyciągnęłaś niebieską sukienkę. Włożyłaś ją. Teraz
idealnie na ciebie pasowała. Chociaż była trochę za krótka, bo
sięgała do połowy ud. Zrobiłaś lekki makijaż i rozczesałaś
włosy.
Louis był
dokładnie dwie godziny później. Pocałował cię w policzek a
potem zlustrował wzrokiem.
-Pięknie
wyglądasz.
-Ty też całkiem
dobrze- Uśmiechnęłaś się do niego. Miał na sobie beżowe rurki
i szarą koszulkę. Wyglądał... Jak Louis.
-Pewnie już wiesz
gdzie cię zabieram, skoro się tak ubrałaś.
-Nie trudno było
się domyślić.
Wsiedliście do
samochodu i ruszyliście w stronę centrum. Pod budynkiem, w którym
miał odbyć się koncert tłoczyło się tysiące ludzi. Weszliście
bocznym wejściem i ruszyliście w stronę garderoby chłopaków. W
środku był tylko Niall. Chodził w kółko wydobywając dziwne
dźwięki z gardła. Spojrzałaś na niego, a on się uśmiechnął.
-Wybacz, staram
się rozluźnić struny głosowe.
-Nie ma sprawy.
Palce rozluźnij.- Powiedziałaś patrząc na gitarę, która leżała
na fotelu. Od razu domyśliłaś się, że to on będzie grał.
Do pomieszczenia
wpadł Liam i Zayn. Zrobiło ci się strasznie głupio. Mu chyba
jeszcze bardziej. Wchodząc, śmiał się, ale kiedy tylko cię
zauważył od razu uśmiech zniknął z jego twarzy.
-Co ty tu robisz?-
Spytał dziwnie spokojnym głosem.
-Ja... Louis mnie
zaprosił.
Lou i Zayn
spojrzeli po sobie. Widać było między nimi jakąś rywalizację.
Nie wiedziałaś co masz zrobić. Nie chciałabyś być teraz na
miejscu Zayna.
-To dobrze, że
przyszłaś- Zdziwiło cię to. Myślałaś, że się wkurzy, że nie
będzie chciał cię widzieć. A może po prostu wszystko przemyślał
i doszedł do wniosku, że nic z tego nie będzie.
Chwilę później
stałaś obok Danielle i oglądałyście koncert. Zastanawiałaś się
skąd oni mają tyle energii. Tańczą, skaczą, wygłupiają się i
do tego śpiewają. Każdy normalny człowiek by się zmęczył, ale
nie oni. Widać, że sprawiało im to radość. Po kilku piosenkach
mieli przerwę. Poszłaś z Danielle do garderoby, żeby pogadać z
chłopakami. Gdy tylko tam weszłaś Louis cię objął. Nie
sprzeciwiłaś się. Czułaś coś do niego i to coś mogło być
miłością. Spojrzałaś w miejsce, w którym przed chwilą siedział
Mulat, ale nie było go tam. Nialla też nie było. Chciałaś
wykorzystać sytuację i obróciłaś się w stronę Louisa tak, że
teraz mogłaś patrzeć mu w oczy. Uśmiechnął się. Staliście tak
przytuleni przez chwilę, a potem jego usta znalazły się na twoich.
Odsunęłaś się, ale nie na długo. Ponownie wpiłaś się w jego
usta.
Chwyciliście się
za ręce i ruszyliście w stronę sceny. Wszyscy już na was czekali.
Puściłaś rękę Louisa, ale on znowu cię przyciągnął i
pocałował. Tylko, że teraz wszyscy to widzieli. Nawet Zayn.
Dobiegły cię oklaski chłopaków. Wszystkich poza Zaynem. On stał
nieruchomo i na was patrzał. Zrobiło ci się głupio. Nie
wiedziałaś jak się zachować. Lou chyba to wyczuł, bo wszedł na
scenę. Ty szybko poszłaś na swoje poprzednie miejsce. Czekała tam
już Danielle.
-Gratulacje.
-Co?
-No gratulacje.
Widziałam ciebie i Louisa.
-Ale my nie
jesteśmy razem... jeszcze.
-Kochasz go?
-Tak-
Odpowiedziałaś bez wahania, co cie zdziwiło.
-No więc
teoretycznie jesteście razem. [t/i], mu naprawdę zależy.
-No tak, ale co z
Zaynem?
-Nie przejmuj się.
On sobie poradzi.
-Szkoda mi go.
Nienawidzę się za to, że go tak zraniłam.
-Nic nie
zrobiłaś...- Nie słyszałaś reszty, bo zaczęły się pierwsze
fragmenty piosenki. Przeszedł cię dreszcz, gdy usłyszałaś głos
Mulata.
He
takes your hand
I die a little
I watch your eyes
And I'm in riddles
Why can't you look at me like that
I die a little
I watch your eyes
And I'm in riddles
Why can't you look at me like that
Śpiewając
patrzał wprost na ciebie. Po policzku spłynęła ci łza. Szybko ją
przetarłaś Nie spodziewałaś się tego, co stało się później.
Nie mogłaś nic zrobić. Stałaś wryta. Zayn skończywszy swoją
zwrotkę, podbiegł i cię pocałował. Nie odwzajemniłaś
pocałunku, ale też się nie odsunęłaś. Nie musiałaś. Louis
zrobił to za ciebie. Stali tam i wpatrywali się w siebie. Nie
mogłaś na to patrzeć. Nie chciałaś. To było za dużo. Z jednej
strony kochałaś Louisa, chciałaś z nim być, ale nie mogłaś tak
zranić Zayna. Odwróciłaś się i wybiegłaś. Biegłaś między
rozkrzyczanym tłumek nastolatek. Przepychałaś się cała
zapłakana. Nikt nie zwrócił na ciebie uwagi. Jednak w pewnym
momencie coś cię zatrzymało.
Cause
I got three little words
That I've always been dying to tell you
That I've always been dying to tell you
Nie
chciałaś się odwrócić. Nie chciałaś znowu widzieć oczu Zayna
skierowanych w ciebie. Jednak to zrobiłaś. Harry i Niall go
obejmowali, a Liam i Lou zniknęli ze sceny. Było strasznie cicho.
Fanki wpatrywały się w ciebie ze złością, a na Zayna z litością.
Nie mogłaś im tego zrobić. Ani chłopakom, ani fanom. Nie mogłaś
zniszczyć tego wspaniałego zespołu jaki tworzyli. Wybiegłaś na
zewnątrz. Padał deszcz, ale nie zatrzymało cię to. Biegłaś
ulicami Londynu, niezdarnie omijając pieszych. Co chwilę na kogoś
wpadałaś. Jednak nie obchodziło cię to. Nagle się zatrzymałaś.
Poznawałaś to miejsce. Stałaś dokładnie tam, gdzie wtedy, gdy
pierwszy raz spotkałaś Louisa. Rozpłakałaś się. Naprawdę
kochałaś tego zielonookiego bruneta. Kochałaś Louisa, ale to się
nie liczyło. Musiałaś zniknąć z jego świata. Tak będzie
najlepiej. Nie odwracając się pobiegłaś prosto do swojego
mieszkania. Nie dotarłaś tam. Nagle zaczęło ci ciemnieć przed
oczami, zakręciło ci się w głowie, zaczęłaś niewyraźnie
widzieć i słyszeć.
Poczułaś czyjś uścisk na
dłoni. Powoli otworzyłaś oczy, ale zalało cię białe, jaskrawe
światło i znów je zamknęłaś. Gdy twój wzrok przyzwyczaił się
do jasności znów spróbowałaś je otworzyć. Poznałaś, że
jesteś w szpitalu. Przed tobą stał Mulat. Odwróciłaś się w
stronę osoby, która trzymała cię za rękę. Wiedziałaś kto to,
ale chciałaś zobaczyć jego twarz.
-Louis...- Podniosłaś się, ale
zaraz tego pożałowałaś, bo zakręciło ci si w głowie.
-Leż.
Jestem tu. Zemdlałaś na ulicy. Zadzwonili do Riley, a ona do mnie.-
Znów się podniosłaś i tym razem nic się nie stało.
-Ja
przepraszam za wszystko. Nie chcę, żebyście się rozpadli. Dziewczyna nie powinna zniszczyć największej na świecie przyjaźni.
Nie możemy Louis...
-Lou,
możesz nas zostawić, muszę z nią porozmawiać- Usłyszałaś głos
Zayna. Spojrzałaś w jego stronę. Już nie patrzał na ciebie tak
jak na koncercie.
-Jasne- Wyszedł, a Mulat zajął
jego miejsce.
-[t/i] przepraszam. Nie
powinienem był tego robić. Nie powinienem był cię pocałować,
ale to było silniejsze. Potem jednak, jak już to się stało,
wiedziałem, że to złe. Najgorsze było to, że nic nie czułem.
Potem chciałem coś zrobić. Ale ty wybiegłaś. Powiedziałem
Louisowi, że ma za tobą biec, ale zgubił cię. Przepraszam.- Nie
spodziewałaś się tego. Myślałaś, że znowu będzie chciał
powiedzieć jak bardzo cię kocha.
-Dziękuję- Przytulił cię i
wyszedł. Myliłaś się co do niego. Mogłaś go zrozumieć. Dla
osoby, którą kochasz zrobiłabyś wszystko, ale trudno odróżnić
miłość od zauroczenia.
-[t/i] lepiej się już czujesz?-
Obok ciebie znów usiadł Louis. Pocałowałaś go. Nie spodziewał
się tego. Odsunęłaś się kilka centymetrów i spojrzałaś w jego
oczy.
-Kocham cię, Louis.
__________________________
I jak? Podoba się?
Pamiętajcie:
5 KOMENTARZY= NOWY IMAGIN!
Love You All! ♥
~Evie.xx
Subskrybuj:
Posty (Atom)