Cześć, Wam!
Od razu powiem, że jest mi cholernie przykro, że Ola nam tu odchodzi! I, że to wszystko przez brak motywacji, brak weny. Każda z Nas to przeżywa i doskonale wiem jak to jest, a także jak jeden komentarz potrafi wywołać uśmiech i chęć dalszego pisania :)
Dlatego, kochani, jeśli wpadacie na nasz blog, proszę, zostawcie za sobą jakikolwiek ślad. To niewiele, a dużo znaczy.
Olu, mam nadzieję, że szybko do nas jednak wrócisz! x
A dla Was, krótki oneshot! :) Zainspirował mnie jeden gif.
Cansas Collins spojrzała na Zayn'a oczyma pełnymi bólu i rozpaczy. Wiedziała, jaka cisza potrafi być nie do zniesienia, jak bardzo boli Zayn'a jej milczenie. Ale w takiej chwili chciała mu zrobić na złość. Chciała, żeby poczuł się winny.
Jeszcze raz spojrzała na niego, widząc jego zaszklone piwne oczy. A potem odwróciła się na pięcie i trzasnęła drzwiami, wychodząc z apartamentu, który od miesiąca dzielili razem. Zjechała windą i nie mogły minąć więcej niż trzy minuty, kiedy była już na dole, a Zayn na nią czekał. Jego zazwyczaj blade poliki tym razem były zarumienione. Musiał zbiec po schodach.
— Ce, proszę, zaczekaj — powtarzał po raz enty, ale gdy chwycił ją za ramię, Cansas mu się wyrwała i puściła biegiem ulicą. Biegła, ile miała siły w nogach, w ogóle się za siebie nie oglądając. Czuła, że jej serce bije, jakby miało zaraz jej wyskoczyć z piersi.
Za pięć minut. Wiesz, gdzie. Wysłała SMS'a do Maxime. Od dłuższego czasu się przyjaźniły, a właśnie tego Cece potrzebowała - przyjaciółki. Przez całe swoje życie nie posiadała nikogo takiego. Bardziej trzymała się z chłopakami, chociaż to dopiero nastąpiło w liceum, kiedy poznała Harry'ego.
W tej samej sekundzie ujrzała na ekranie komórki zdjęcie Zayn'a. Kliknęła na czerwoną słuchawkę chyba z milion kolejnych razy. W końcu, zirytowana, wyłączyła telefon i w drodze do kawiarni, odpaliła papierosa. Powoli wypuściła dym. W kilka kolejnych minut dotarła na umówione miejsce. Mała kawiarnia w centrum miasta. Swego czasu przesiadywała tutaj z Lou i Harry'm. Ten okres czasu wydawał jej się cholernie odległym. Ile już minęło czasu od wakacji? Pół roku? A ona... Rzuciła studia. Wszystko w imię chorej miłości. Gdyby kontynuowała naukę, która i tak nie była jej do niczego potrzebna, bo pracę miała, to spędzałaby może jeden dzień z tygodniu z Zayn'em. Ale potrzebowała go. A on jej, chociaż ich relacje ciężko było jakkolwiek określić.
Westchnęła pod nosem i zajęła miejsce w najbardziej oddalonym kąciku sali. Zamówiła drinka i ukryła twarz w dłoniach.
— Co się stało? — Trzysta dwadzieścia wydechów później usłyszała głos Maxie.
— Nie pojawił się przez całą noc. Pieprzoną noc. — szepnęła Cece. — Mieliśmy iść na kolację z jego rodzicami. Wystawił nas. I wrócił rano. Nawet nie odbierał telefonu.
— Spokojnie. Może wyleciało mu z głowy. No i był z Niall'em. Przy nim łatwo zapomnieć o najważniejszych rzeczach. — Maxime nie odrywała wzroku od Cansas.
— Był z Niall'em? — mruknęła Cece z kpiną. — Świetnie, po prostu cudownie. — Wypiła duszkiem drinka i spojrzała na przyjaciółkę. Skoro Zayn miał inne plany na wieczór, mógł odwołać spotkanie, a nie w ogóle się nie pojawić. To nie było w jego stylu. A może po prostu Cansas wcale go tak dobrze nie znała, jak jej się wydawało?
— Nie wiesz, co mu po głowie chodziło. Może się wystraszył? Może potrzebował dnia wolnego. Nie jest twoją własnością. — widząc wzrok Ce, Maxime dodała: — Teoretycznie. Przemyśl to, C. Wróć do domu i z nim porozmawiaj. A znając ciebie, nie dałaś mu nawet dojść do słowa.
Cansas skinęła głową i wstała od stolika. Nie bała się, że Maxime zaraz się na nią obrazi, że wyciągnęła ją z domu na trzy słowa. Mimo naprawdę ciężkich początków, teraz rozumiały się doskonale. Aczkolwiek Cece jeszcze przez trzy godziny błąkała się po mieście bez celu. Kiedy dotarła pieszo na ostatni przystanek metra, w końcu poddała się i postanowiła wrócić do domu. Kiedy uruchomiła z powrotem telefon ujrzała ponad dwadzieścia nieodebranych połączeń. Czuła, że Zayn'owi na niej zależy, ale...
Wjechała windą na ostatnie piętro. Delikatnie pchnęła drzwi i na palcach weszła do salonu. Świecił pustką. Więc Ce skierowała się do sypialni. Stanęła w drzwiach i poczuła, jak w jej gardle rośnie wielka gula i nie może jej połknąć. Niemalże się rozkleiła, widząc jak Zayn Malik ubrany w kurtkę leży na ich łóżku, a tuż obok niego znajdował się brązowy pluszak. Prezent na ich pierwszą prawdziwą randkę. Zawsze zajmował honorowe miejsce na kanapie w salonie.
Podeszła do łóżka i przykucnęła, opuszkami palca głaskając Zayn'a po policzku, tak jak zawsze on ją budził. Zayn momentalnie podniósł głowę, mrugając powiekami. W pokoju świeciła się mała lampka, rzucała światło na jego zmęczoną twarz.
— Zayn... Ja... — przerwał jej lekkim pocałunkiem. Podniósł się, nie odrywając swoich warg od jej, a gdy Cansas znów chciała się odezwać, ten nie pozwolił jej dojść do słowa, tym razem przeradzając pocałunek w namiętny, głęboki.
— Ce, tak bardzo cię kocham. — szepnął Zayn pomiędzy pocałunkami.
— Wiem, Zayn. — również wyszeptała, wsuwając palce w jego ciemne włosy i przyciągając go mocniej do siebie.
— Wyjdź za mnie — usłyszała i jej serce w tej samej sekundzie zamarło. Spojrzała w jego świecące się oczy i poczuła, jak zbiera jej się na płacz. — Dlaczego płaczesz? Ce, kochanie. Vas happenin? — przetarł jej łzę opuszkami palcem, nie ukrywając lekkiego uśmiechu. — T-to... Z-za... Ce?
Cansas wtuliła się mocno w jego ramiona i obydwoje runęli na ziemię. Zayn oparł się plecami o ramę łóżka i całował ją po włosach, policzkach, aż w końcu odnalazł jej usta. Chwilę potem ujął jej twarz w dłonie i spojrzał jej głęboko w oczy. Nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Jedyne, co można było usłyszeć to ich zwolnione oddechy.
— Tak. — szepnęła w końcu Cansas.
~ Maya Malik x
wtorek, 23 kwietnia 2013
poniedziałek, 22 kwietnia 2013
Od autorki :)
Heej :)
Dawno minie tu nie było...
Z dnia na dzień coraz więcej wyświetleń.. WOW!
Od razu mówię, że nigdy nie spodziewałam się tylu czytelników.
Ale niestety piszę tą notkę, żeby się pożegnać.
Założyłam tego bloga w listopadzie zeszłego roku. Znaczył on dla mnie bardzo dużo, ale odchodzę.
Zostawiam go Oli i Mai, mam nadzieję, że poradzą sobie, a jak nie, to znajdą kogoś na moje miejsce.
Jest to mój ostatni post, więc pozwolę się trochę rozpisać :)
Głównym powodem odejścia jest brak czasu i weny, ale też to, że mało was komentuje, nie mam motywacji i jakoś nie umiem już pisać o 1D. Wiem że Directioner się jest na zawsze, ale już nie mam takiego świra na ich punkcie. Już mi przestało tak bardzo zależeć. Zmienili się i to bardzo. Ja też się zmieniłam. Dlatego nie chcę pisać, bo moje imaginy będą coraz gorsze. W sumie już są.
Zaczynałam z niczym, ale kończę ze wszystkim. Dzięki temu blogowi poznałam wiele wspaniałych osób, które sprawiały uśmiech na mojej twarzy :)
Chciałabym głównie podziękować osobom, które czytały moje wypociny i komentowały je. KOCHAM WAS!
Tak więc to tyle.
Naprawdę dziękuję Wam wszystkim. Tym, którzy czytali, komentowali, którzy wspierali mnie i motywowali :)
Będzie mi Was brakować...
Dawno minie tu nie było...
Z dnia na dzień coraz więcej wyświetleń.. WOW!
Od razu mówię, że nigdy nie spodziewałam się tylu czytelników.
Ale niestety piszę tą notkę, żeby się pożegnać.
Założyłam tego bloga w listopadzie zeszłego roku. Znaczył on dla mnie bardzo dużo, ale odchodzę.
Zostawiam go Oli i Mai, mam nadzieję, że poradzą sobie, a jak nie, to znajdą kogoś na moje miejsce.
Jest to mój ostatni post, więc pozwolę się trochę rozpisać :)
Głównym powodem odejścia jest brak czasu i weny, ale też to, że mało was komentuje, nie mam motywacji i jakoś nie umiem już pisać o 1D. Wiem że Directioner się jest na zawsze, ale już nie mam takiego świra na ich punkcie. Już mi przestało tak bardzo zależeć. Zmienili się i to bardzo. Ja też się zmieniłam. Dlatego nie chcę pisać, bo moje imaginy będą coraz gorsze. W sumie już są.
Zaczynałam z niczym, ale kończę ze wszystkim. Dzięki temu blogowi poznałam wiele wspaniałych osób, które sprawiały uśmiech na mojej twarzy :)
Chciałabym głównie podziękować osobom, które czytały moje wypociny i komentowały je. KOCHAM WAS!
Tak więc to tyle.
Naprawdę dziękuję Wam wszystkim. Tym, którzy czytali, komentowali, którzy wspierali mnie i motywowali :)
Będzie mi Was brakować...
środa, 3 kwietnia 2013
29. Nothing Like Us.
Co tu dużo mówić? Druga część As Long As You Love Me specjalnie dla was. x
Yo, zawiedliście nas odrobinę. Dużo osób chciało trzecią część I Wish od Evie, ale zostawić komentarza to już wam się nie chciało. Lenie pieprzone. Dla waszej wiadomości, to właśnie głównie komentarze pchają nas do dalszego pisania, więc, gdyby nie było żadnych komentarzy, to nie byłoby bloga. Proste? Proste.
Więc prosimy. Ja, Evie i Maya. Jeśli czytasz - zostaw komentarz!
Następny imagin będzie dopiero po 5 komentarzach.
Wiem, wiem, i tak nikt z was nie zwrócił uwagi na moje wypociny przez oneshotem. -_-
I wiem jeszcze, że wyszedł chujowy, przepraszam za słownictwo. Po prostu mi się nie podoba, ot co.
Poczułam przyjemne mrowienie na
twarzy. Otworzyłam oczy i od razu poraziło mnie światło wschodzącego słońca,
więc lekko je przymrużyłam. Przez chwilę w myślach zastanawiałam się nad
pięknem świata skąpanego w porannym słońcu, a potem do mnie dotarło, co to za
dzień.
1 sierpień. Moje dwudzieste
urodziny. I trzecia rocznica mojego pierwszego spotkania z Niallem.
Pamiętam ten dzień, jakby to było
wczoraj.
To był piątek. Siedziałam sobie
spokojnie w mojej ulubionej kawiarni Paradise
w dzień moich siedemnastych urodzin i piłam mrożoną latte machiato z karmelem.
Patrzyłam na otaczających mnie ludzi, a wtedy drzwi otworzyły się po raz setny
tego dnia i wszedł on. Niebieskooki blondyn z ciemnymi odrostami i ślicznym
uśmiechem odsłaniającym trochę krzywe zęby. Przykuł moją uwagę. Roztaczał wokół
siebie bardzo miłą atmosferę i wydawać by się mogło, że wszystkich ludzi w
kawiarni zaraża swoim doskonałym humorem. Razem z Zaynem, jego najlepszym
kumplem, podszedł do lady i obaj zaczęli rozmawiać z dziewczyną przyjmującą
zamówienia, jego kuzynką, jak jakiś czas później mi powiedział. Co jakiś czas
zerkałam na blondyna. Był cholernie słodki. Wtedy zadzwoniła moja przyjaciółka
Jess i powiedziała, żebym do niej przyszła. Wstałam, żeby wyrzucić pusty kubek
po napoju, i pech chciał, że Niall akurat dostał swoje zamówienie. Dlaczego
pech? Ani ja go nie zauważyłam, ani on mnie nie zauważył. Patrzyliśmy w
zupełnie inne strony, a Zayn nie zdążył go ostrzec. Horan zderzył się ze mną, a
cała zawartość jego kubka znalazła się na mnie i na nim. To była czekolada,
pamiętam doskonale ten zapach. Zszokowani spojrzeliśmy na swoje brudne
koszulki, potem na siebie i w tym samym momencie zaczęliśmy się nawzajem
przepraszać, co wywołało śmiech. I u mnie, i u Nialla. Chciałam mu kupić nową
czekoladę, ale kategorycznie zaprzeczył i powiedział, że lepiej będzie, jeśli
dam mu swój numer.
I pomyśleć, że to czekolada
rozpoczęła tak wielką miłość.
Z westchnieniem przewróciłam się
na plecy i wpatrzyłam w jasny sufit.
Minęło już pół roku od naszego
ostatniego spotkania. Ciągle na myśl o nim szklą mi się oczy, jednak częściowo
pogodziłam się z tym okrutnym losem. Muszę przyznać, że nie rozumiem, po co
ciągle tu jestem. Mówiąc ‘tu’ mam na myśli ogólnie świat. Po co ja jeszcze
żyję? Gdy tak o tym myślałam, to stwierdziłam, że po to, by pokazywać mojemu
ojcu, jak bardzo spieprzył życie swojej jedynej córce.
Tyle razy leżałam z Niallem na
tym łóżku. Tutaj grał mi na gitarze, śpiewał, opowiadał kawały, łaskotał,
całował, przytulał, zapewniał o jego miłości. Poczułam jak pojedyncza łza
spływa z kącika mojego oka, a następnie wydając cichutki dźwięk opada na
pościel. Szybko otarłam dłonią policzek i wstałam. Moi rodzice wyjechali w
zeszłym tygodniu na delegację, więc miałam w jakimś stopniu spokój. Cieszyłam
się, że nie widzę mojego ojca. Może to zabrzmi dziwnie, no bo która córka
nienawidzi swojego ojca, ale ja go naprawdę nienawidzę.
Usiadłam i rozejrzałam się po moim
pokoju. Biurko i krzesło stojące obok robiło za szafę, tak samo kanapa i fotel.
Wstałam, wzięłam czyste dresy i bieliznę i poszłam wziąć szybki, orzeźwiający
prysznic. Po prysznicu ubrałam się w wybrane ciuchy, czyli szare dresowe
spodnie i szeroką czarną koszulkę z napisem who
you are.
Zeszłam na dół do kuchni.
Zrobiłam sobie kawę i tosta – moje codzienne śniadanie. Szybko zjadłam, a kawę
wzięłam ze sobą na górę. Chciałam trochę posprzątać w pokoju i oderwać swoje
myśli od blondyna. Weszłam do pokoju i już miałam zamiar brać się za porządki,
gdy moją uwagę przykuło coś, czego nie powinno być tam, gdzie było.
Na stoliku leżało jakieś małe,
ładnie opakowane pudełeczko. Zdziwiłam się, ponieważ nikogo w domu nie było
oprócz mnie. Powoli podeszłam do stolika. Koło paczuszki leżała złożona kartka.
Wzięłam ją drżącymi dłońmi i otworzyłam.
Na widok tak doskonale znanego mi
pisma moje serce zaczęło bić w nienaturalnie szybkim tempie. Oddech
przyspieszył, a nogi zaczęły drżeć tak jak dłonie. Nie byłam w stanie utrzymać
się w pionowej pozycji, więc osunęłam się na ziemię, ciągle wpatrując się w
kartkę jakby była jakimś skarbem. No, poniekąd była.
Wszystkiego najlepszego, skarbie. Tęsknię za tobą i kocham cię, twój
Niall.
Mój Niall. Nie byłam w stanie
dalej utrzymywać emocji w ryzach i wybuchłam głośnym płaczem. Rana, którą
próbowałam leczyć przez pół roku na nowo się otworzyła i po moim ciele rozszedł
się niemożliwy ból. Tak bardzo go kocham. Nie potrafię tego zrozumieć, dlaczego
mój ojciec nam to zrobił. Nie przewidywał konsekwencji, prawda? Miał gdzieś to,
że zostanie we mnie ślad do końca życia. Nie rozumiał tego. Nie było na świecie
drugiej takiej osoby, która znaczyłaby dla mnie tyle co Niall.
Spróbowałam trochę się opanować i
sięgnęłam po pudełeczko. Otworzyłam je, a moim oczom ukazał się delikatny,
srebrny łańcuszek z zawieszką w kształcie małego serduszka. Od razu przypomniał
mi się ten dzień na początku roku, gdy Niall mówił, że kiedyś mi go kupi. Ja
wtedy odpowiedziałam, że sam Niall mi wystarczy, a on na to, że będzie mi go
przypominać, gdy nie będzie go przy mnie. Nie sądziłam, że kiedyś go przy mnie
nie będzie.
Moje rozmyślanie przerwał
dzwoniący telefon. Chciałam wypatrzeć moją komórkę, ale była gdzieś pod
ubraniami. Położyłam prezent od Nialla na stoliku i zaczęłam przekopywać się
przez stosy materiałów. W końcu udało się i w ostatniej chwili odebrałam.
- Tak? – rzuciłam do słuchawki i
wróciłam spojrzeniem do łańcuszka.
- Wszystkiego najlepszego
kochanie! – powiedziała radośnie moja mama. – Mam nadzieję, że cię nie
obudziliśmy?
- Nie, wstałam pół godziny temu –
odpowiedziałam.
- To dobrze. W każdym razie,
szczęścia, zdrowia, pomyślności i czego sobie życzysz – życzę sobie powrotu
Nialla, pomyślałam z żalem. – Prezent dostaniesz wieczorem.
- Wieczorem? – zapytałam ze
zdziwieniem. – Wracacie tak szybko?
- Tak, myśleliśmy, że to wszystko
będzie trwało dłużej, ale myliliśmy się.
- Okej, to będę czekać, do
zobaczenia.
- Czekaj, a tata?
Zacisnęłam pięść tak mocno, że aż
zbielały mi knykcie.
- Doskonale zdajesz sobie sprawę,
że nie chcę z nim rozmawiać – rzuciłam lodowatym tonem. – Nie chcę jego życzeń.
Usłyszałam westchnięcie.
- Kochanie, przecież wiesz…
- Nie, mamo. Nie będę z nim
rozmawiać.
- Ranisz go, skarbie –
powiedziała zmartwionym głosem.
- A on mnie może, tak?
Nie zaczekałam na jej odpowiedź i
się rozłączyłam. Naprawdę, jeszcze tego mi brakowało, żeby kłócić się z mamą. Z
nią akurat się dogadywałam. No, przeważnie. Była jakimś tam wsparciem. Może nie
zawsze stała po mojej stronie, ale jeśli chodziło o Nialla, to nie zabierała w
ogóle głosu, jednak wiedziałam, że mi współczuje. To było widać w jej
spojrzeniu.
Dochodziło południe, więc
postanowiłam gdzieś wyjść. Przebrałam się w jeansowe szorty i czarną bokserkę.
Przeczesałam palcami włosy, telefon wrzuciłam do kieszeni, a łańcuszek Nialla
zapięłam na szyi.
I wtedy mój telefon zadzwonił
ponownie.
- Ale z ciebie już stara dupa! –
usłyszałam na przywitanie.
- Dziękuję, Jess – powiedziałam z
sarkazmem. – Dzwonisz, żeby mi mówić, że się starzeję?
- Nie? – odpowiedziała. Była w
świetnym humorze. – Sto lat, kochana.
- Dzięki.
- Słuchaj, pogadamy jutro jak
przyjdziesz, okej?
- Jasne, na razie – rozłączyłam
się.
Coś sobie uświadomiłam. Przecież
gdy wstałam, to prezentu od Nialla nie było. Poczułam ukłucie w sercu. Dlaczego
nie poczekał? Nie chciał porozmawiać? Nie chciał mnie zobaczyć? To przykre.
Szybko wyszłam z domu i zamknęłam
za sobą drzwi, a klucz schowałam do torebki. Wiedziałam, gdzie pójdę.
Do Paradise.
***
Pchnęłam drzwi, a dzwonek nad
moją głową wydał z siebie cienki dźwięk. Z cieniem nadziei weszłam do środka
kawiarni. Gdzieś w środku czułam, że on tam będzie. Nie wiedziałam tylko, czy
odważę się do niego podejść. Co, jeśli on jest szczęśliwy beze mnie? Jeśli kogoś
znalazł, a ja jestem tylko dziewczyną, którą kochał?
Nie, powiedziałam do siebie
stanowczo. Gdyby mu na tobie nie zależało, to nie przyszedłby rano.
W środku było dużo ludzi.
Znalazłam jakieś wolne miejsce, a obok mnie niemal od razu znalazł się młody chłopak.
- Witam, czy mogę przyjąć
zamówienie?
- Karmelowa latte – powiedziałam
pewna swojego wyboru.
Chłopak zapisał moje zamówienie i
odszedł, a ja zaczęłam się rozglądać. Jakaś elegancko ubrana kobieta pijąca
małą czarną, matka z dwójką kilkuletnich
dzieci, które piły owocowe koktajle, dwóch nastoletnich chłopaków, których
kojarzyłam ze szkolnych korytarzy, mężczyzna i kobieta trzymający się za ręce i
patrzący sobie w oczy. Wszyscy wyglądali na szczęśliwych. A czego się niby
spodziewałaś? Tego, że jak twój świat leży w gruzach, to innym też wszystko się
wali?
Kelner postawił na stoliku przede
mną moją latte i odszedł zostawiając mnie samą. Spojrzałam przez okno na ulicę.
Ludzie spieszyli się gdzieś, samochody śmigały po jezdni. Przypatrywałam się
światu, sącząc gorący napój, gdy drzwi się otworzyły, a we mnie coś drgnęło.
I poczułam się tak, jak dokładnie
trzy lata temu.
Wszedł do kawiarni z Zaynem. Na
jego ustach błąkał się delikatny uśmiech, ale jakże wymuszony. Chłonęłam
wzrokiem wszystkie zmiany, jakie w nim zaszły przez pół roku. Wydawał się
wyższy, włosy miał postawione do góry, co odsłaniało mocno widoczne ciemne
odrosty. Taksował wnętrze smutnym spojrzeniem. Wydawać by się mogło, że jego
niebieskie oczy mają jeszcze bardziej intensywną barwę niż kiedyś. Przejechał
po mnie wzrokiem, a po moim ciele przeszły ciarki. Jednak on wyglądał, jakby
mnie nie zauważył.
Wtedy zrozumiałam, że mnie nie
poznał.
Zawsze byłam szczupła, ale bardzo
schudłam. Moje wiecznie jasne włosy przefarbowałam na ciemnobrązowe. Ale żeby
od razu mnie nie poznawać?
Usiadł z Zaynem kilka stolików
przede mną. Malik coś do niego mówił, a Niall się śmiał. Śmiał. Wreszcie. Już
myślałam, że nie usłyszę jego śmiechu.
Wtedy stwierdziłam, że lepiej z
tym skończyć.
Oczywiście, to logiczne, że
ciągle będę go kochać. To już się nie zmieni. Ale każde z nas ma teraz własne
życie. No, przynajmniej on. Na to wygląda. Żyje, oddycha. Jest
najprawdopodobniej szczęśliwy. A o to mi chodziło – chciałam mieć świadomość,
że wszystko u niego w porządku.
Uśmiechnęłam się lekko do siebie,
dopiłam kawę. Zabrałam torebkę, wstałam, przeszłam normalnie koło ich stolika.
Zerknęłam na niego po raz ostatni i wyrzuciwszy kubek, wyszłam na zalaną
słońcem ulicę.
Byłam spokojna.
***
Do końca dnia włóczyłam się po
mieście. Byłam na zakupach, odwiedziłam uczelnię, na którą chciałam iść na
studia. Gdy wróciłam do domu było już dobrze po zmroku.
Wchodząc po schodach, widziałam,
że w całym domu są pozapalane światła. To oznaczało, że rodzice już wrócili.
Weszłam i zamknęłam za sobą drzwi.
- Gdzie byłaś? – usłyszałam od
razu tak bardzo znienawidzony głos.
Odwróciłam się i zobaczyłam tatę
siedzącego w salonie. Odetchnęłam głęboko i ruszyłam naprzeciw złu.
- W mieście – odpowiedziałam,
siląc się na spokojny ton. – Nie mogę nawet na zakupy wyjść?
- Nie odbierałaś telefonu.
Martwiłem się.
- Jest wyciszony. Poza tym, mam
już dwadzieścia lat, tato – przypomniałam mu. – Mogę wychodzić gdzie chcę i
kiedy chcę.
- Nie, nie możesz – odwrócił się
do mnie, a ja zobaczyłam na stoliku przed nim kieliszek i butelkę wódki.
Cudownie, pomyślałam z irytacją.
- Zabronisz mi? – rzuciłam
zaczepnie.
Nie chciałam się z nim kłócić,
ale po prostu nie mogłam się powstrzymać.
- Tak, zabronię – powiedział,
patrząc na mnie. Jego wzrok był mętny. – Mogę się założyć o wszystko, co mam,
że byłaś z tym chłopakiem.
Momentalnie się we mnie
zagotowało.
- Nie byłam – warknęłam. – A
nawet jeśli, to i tak nie twoja sprawa.
- Co tu się dzieje? – w
drzwiach do kuchni pojawia się mama.
- Spotkała się z tym chłopakiem –
powtórzył do mojej rodzicielki. Spojrzałam na nią zmęczonym wzrokiem, a ona
posłała mi litościwe spojrzenie.
- Logan, daruj sobie –
powiedziała do niego. – Idź się lepiej położyć.
- Nie – rzucił, wstał i ruszył w
moją stronę. – Myślisz, że kim ty jesteś? Jakąś księżniczką, której wszystko
wolno? Która może robić co chce? Otóż mylisz się, moja droga. Mieszkasz pod
moim dachem – stał teraz kilka centymetrów ode mnie, wpatrując się ze złością w
moje oczy. Nie pozostałam dłużna. – A ja sobie nie życzę, żeby moja córka
spotykała się z takim śmieciem, jakim jest ten cały Niall.
Zacisnęłam zęby.
- I kto tu jest śmieciem? –
zapytałam. Nie obchodziło mnie to, co się stanie. Chciałam mu wszystko
wygarnąć. – Na pewno nie Niall, tato.
W jego oczach widziałam furię.
- Jak ty się do ojca odzywasz? –
syknął i uniósł rękę.
- Logan! – krzyknęła moja mama.
- Uderz mnie, no dalej –
powiedziałam, nie odrywając wzroku od jego twarzy.
- Masz się nie spotykać z tym
chłopakiem, zrozumiano?! – ryknął, popychając mnie z każdym słowem.
Cała ta sytuacja wydawała mi się
nierealna. No bo od kiedy to mój ojciec jest agresywny? Znaczy, widziałam, jak
pobił Nialla (jedno z moich najgorszych wspomnień), ale na mnie nigdy nie
podniósł ręki.
- Logan, masz w tej chwili
przestać! Oszalałeś?! – moja mama chciała wejść pomiędzy nas, ale mój ojciec
jej nie dał.
- Nie wtrącaj się, Stephanie –
powiedział ze złością. – Dotarło to do ciebie czy nie bardzo? – zwrócił się do
mnie.
- Nigdy to do mnie nie dotrze –
odpyskowałam. Za to dostałam w policzek. Skóra zaczęła mnie momentalnie piec.
Chwyciłam się dłonią w piekące miejsce i spojrzałam na niego z nienawiścią.
- On ci nic nie zrobił! –
krzyknęłam. – Dlaczego go tak nienawidzisz?!
- Tak jakoś mi podpadł – powiedział.
Nie wierzyłam w to, co mówi.
- Co z tobą jest nie tak? –
zapytałam z ironią.
- Powiedziałem, że masz się
odzywać z szacunkiem!
Mama cały czas próbowała
zakończyć tą kłótnię, ale nie wychodziło jej to. Żadne z nas nie zwracało na
nią większej uwagi.
- Odzywałabym się z szacunkiem,
gdybyś na niego zasłużył. Ale ty nie zasługujesz.
Jeśli wtedy był cholernie zły, to
teraz stał się zaślepiony furią. Popchnął mnie z całej siły, a moja mama
krzyknęła. Nie rozumiałam o co chodzi, dopóki cofając się, nie potknęłam się o
podwinięty dywan. Momentalnie poleciałam do tyłu. Moja mama chciała mnie
złapać, ale nie była dość szybka. Upadłam, uderzając głową o stopień schodów.
Przez oczami pojawiły mi się mroczki. Stephanie zaczęła płakać i wrzeszczeć
jednocześnie na mojego ojca, a ja wtedy straciłam przytomność.
***
Czy to raj? Jestem w niebie?
Otaczał mnie tłum ludzi. Jedni
byli ubrani na czarno, a drudzy na biało. Kontrast był ogromny. Jedyne co ich
wszystkich łączyło, to te same blond włosy, niebieskie oczy i uśmiech z
aparatem na zębach. Każdy miał tą samą twarz, budowę. Wszyscy mówili do siebie
nawzajem Niall, jakby wszyscy mieli
to samo imię.
Szare ściany kończyły się nie
wiadomo gdzie. Wszędzie widziałam tylko czerń, biel i szarość. Tylko ja się
wyróżniałam, z moimi długimi ciemnymi włosami i w niebieskiej sukience.
Miałam przeczucie, że znam tą
twarz. Kojarzyła mi się z czymś cudownym. Imię Niall też przywodziło na myśl
jakieś wspomnienie. Jednak za nic nie potrafiłam sobie przypomnieć, jakie to
było wspomnienie.
Ktoś mnie szturchnął w plecy.
Odwróciłam się. To był Niall. Czy mogłam spodziewać się kogoś innego? Chyba
nie.
Czułam się strasznie zmęczona.
Zamknęłam oczy, ponieważ zamykanie oczu w tłumie blondwłosych Niallów wydawało
mi się cholernie naturalne.
***
Chciałam otworzyć oczy, lecz nie
umiałam. Koło mojego ucha słyszałam aparaturę szpitalną. Maszyna wydawała ciche
piknięcie równo z biciem mojego serca, które biło spokojnie i głośno. Czułam na
ręce czyiś uścisk i chciałam zobaczyć, kto siedzi obok.
Po kilku minutach lub godzinach,
nie wiem, bo nie miałam poczucia czasu, skupiłam w końcu całą swoją wolę i
udało mi się uchylić powieki. Chociaż światło było przygaszone, to biel sufitu
nade mną i tak poraziła mnie z zastraszającą siłą. Mrugałam kilkanaście razy,
aby się przyzwyczaić. Gdy w końcu mi się to udało, rozejrzałam się z
ciekawością.
Osobą, która trzymała mnie za
rękę, okazała się moja mama. Miała głowę położoną na krańcu łóżka, na którym
leżałam. Spała. Nawet przez sen jej twarz wyrażała zmartwienie. Nie chciałam
jej budzić, więc po prostu leżałam i czekałam, aż sama się ocknie.
W tym czasie wszystko mi się
przypomniało. Poczułam ucisk w żołądku. Jak mój ojciec mógł mi to zrobić?
Po kilku minutach mama otworzyła
zaspane oczy i spojrzała na mnie. Jej źrenice jeszcze bardziej się rozszerzyły.
- Lily – szepnęła i mocno mnie
przytuliła.
- Spokojnie, mamo –
odpowiedziałam.
- Tak się martwiłam – poczułam
coś mokrego na ramieniu.
- Cii – pogłaskałam ją po
plecach, żeby się uspokoiła.
Trwałyśmy w takim uścisku chwilę,
a potem ona się odsunęła i z powrotem usiadła na krześle. Złapała mnie za rękę
i uśmiechnęła się, pomimo łez w jej oczach.
- Jak się czujesz? – zapytała.
Zamyśliłam się chwilę. Jak się
czułam?
- Trochę dziwnie – wyznałam. – Co
się stało?
Mam spuściła wzrok na nasze
dłonie. W końcu westchnęła.
- Byłaś nieprzytomna przez ponad
miesiąc – jej głos się trochę załamał, ale dzielnie brnęła dalej. – Dużo się
podczas twojej… hm, nieobecności zdarzyło.
- Czyli?
Dopiero teraz zauważyłam, że
mówimy przyciszonymi głosami. Jednak nie przeszkadzało mi to.
- Upadając, uderzyłaś się w
bardzo czuły punkt z tyłu czaszki. Nikt nie wiedział, czy uda ci się z tego
wyjść – zaszlochała cicho. – Jednak udało ci się – podniosła na mnie błyszczące
oczy. – Lekarze powiedzieli, że wszystko jest w porządku.
Ulżyło mi. A co z ojcem? Jakby
czytając w moich myślach, powiedziała:
- Ja i Logan rozwiedliśmy się.
Nie mogłam być z kimś, kto zrobił coś takiego własnemu i mojemu dziecku.
- Jak się trzymasz? – zapytałam
delikatnie.
- Dobrze – posłała mi uśmiech. –
Logan ma zakaz zbliżania się do mnie i do ciebie. Wynajęłam mieszkanie w
centrum. Idealne dla nas.
- To cudownie – powiedziałam.
Naprawdę, cieszyłam się, że mama
tak postąpiła. Nie obchodziło mnie, co się stanie z ojcem.
- Czeka na ciebie pewna
niespodzianka – powiedziała nagle.
- Niespodzianka? – zapytałam z
ciekawością. – Jaka?
Moja mama odsunęła się na bok,
odsłaniając mi tym samym niewielką kanapę pod oknem. Zobaczyłam leżącą na niej
postać.
- Zadzwoniłam do niego zaraz po
powiadomieniu karetki – wyznała mama. – Siedział przy tobie przez cały czas i
nie chciał cię zostawiać ani na chwilę.
Niall.
Tak bardzo się za nim stęskniłam.
Nawet nie wiem, jak opisać słowami uczucia szalejące wewnątrz mnie.
Nagle jakby pod wpływem mojego
spojrzenia, chłopak zaczął się kręcić.
- Zostawię was – mama się do mnie
uśmiechnęła, wstała i wyszła, zamykając za sobą cicho drzwi. Blondyn odwrócił
się na bok twarzą w moją stronę. Wyglądał tak spokojnie, gdy spał. Po kilku
sekundach uchylił powieki, a jego niebieskie oczy zaczęły wpatrywać się we mnie
ze zdziwieniem. Potem nastąpił szok, a następnie radość. Dosłownie podskoczył
na kanapie i zaraz trzymał mnie za rękę, a z jego oczu lały się łzy.
- Lily – szeptał cały czas. Jakby
nie mógł uwierzyć, że jestem zaraz obok niego, prawdziwa i żywa.
- Niall – odszepnęłam i wolną
ręką pogładziłam go po mokrym policzku.
Powoli pochylił się nade mną, a
potem delikatnie mnie pocałował. Tak dawno nie czułam smaku jego warg. Były
miękkie i wilgotne, takie, jakie je zapamiętałam. Całował mnie jakbym była
najważniejszą rzeczą w jego życiu.
- Kocham cię – wychrypiał przy
moich wargach.
- Wiem Niall. Ja ciebie też –
odszepnęłam i ponownie wpiłam się z jego usta, tym razem z większą
namiętnością. Już nigdy nie chciałam, żebyśmy się rozstawali na tak długo.
Chciałam go mieć już zawsze przy sobie. Chciałam, żeby był. I miał być. Wiem
to.
Subskrybuj:
Posty (Atom)