Heej ;)
Wiem, że dawno nic nie było, ale już to naprawiam.
Postanowiłam podzielić tego imagina na 3 części, bo nie mam go jeszcze całego napisanego, a trzeba coś dodać i podziękować Wam za ponad 10000 wyświetleń! Yeaah! Nawet nie wiecie ile to dla nas znaczy. xx
Naprawdę baardzo Wam dziękujemy i wiedzcie, że Was wszystkich kochamy ♥
Gdyby nie Wy, to ten blog by w ogóle nie istniał ;)
Dziękujemy również za komentarze, oczywiście mogłoby ich być trochę więcej, ale nie jest źle ;)
Love You All ♥
~Evie.xx
________________________________________________________________
-Cześć Zayn, chyba
musimy porozmawiać- Chwila ciszy... No jasne, najlepiej się nie
odzywać. Tchórz- Ja chcę ci tylko powiedzieć...
-Nie, to ja muszę
coś powiedzieć- Tak musisz...- Tak dla jasności. Ja nie zerwałem
z Perrie przez ciebie. Ty byłaś tylko jednym z wielu powodów, dla
których to zrobiłem. Dzięki tobie zdałem sobie sprawę z tego, że
jej nie kocham, że jestem z nią tylko dlatego... w sumie nie wiem
dlaczego. Nie było niczego co by mnie przy niej trzymało.
-Naprawdę jesteś
strasznie samolubny.
-Dlaczego? Miałem
z nią być tylko dla litości? Ty byś tego chciała? Bo ja nie
bardzo.
-To dlaczego nie
zerwałeś z nią wcześniej?
-Bo miałem
nadzieję, że jeszcze coś do niej czuję, ale nie. Już nic nie ma.
Wszystko wygasło. To dzięki tobie się o tym przekonałem.
-Ale ty mnie nie
znasz.
-Ale chcę cię
poznać. Mam nadzieję, że mi pozwolisz. Mam nadzieję, że ty też
chcesz.
-Nie Zayn. Przykro
mi, naprawdę, ale ja nic nie czuję.
-Rozumiem,
potrzebujesz czasu.
-Nie. Nie
potrzebuję czasu. Ja nie będę z tobą. To się nie uda.
-Dobra, rozumiem-
Chyba naprawdę rozumiał- Nie potrzebnie ci o tym mówiłem- A
jednak nie rozumiał.
-Przykro mi.
-Nie, mi jest
bardziej. Przeze mnie już zawsze będziesz miała plakietkę tej
złej, która zniszczyła mój związek z Perrie.
-Tak, zdaję sobie
z tego sprawę, ale to nie przez ciebie- Spuściłaś głowę w dół,
by uciec od jego spojrzenia.
Gdyby tylko się
dało...
Poczułaś lekki
podmuch i usłyszałaś kroki, a potem cisza. Oparłaś się o ścianę
i osunęłaś na ziemię, a twarz ukryłaś w dłoniach. Chciałaś
uciec przed wszystkimi. Chciałaś zniknąć. Kilka minut później
poczułaś czyjąś dłoń na ramieniu. Podniosłaś głowę , a nad
tobą stał Lou.
-Zostaw mnie...
-To jest mój dom
i nie zostawię cię. Powiedz co się stało- chłopak zajął
miejsce obok ciebie i spojrzał ci w oczy. Wydawało ci się to
dziwne, więc znów spuściłaś wzrok.
-Ja chyba powinnam
już iść.
-Ale zmokniesz.
-Wysuszę się w
domu- Stanęłaś i odwróciłaś się w stronę drzwi- Lepiej, żebym
już szła.
-Pozwól, że cię
zawiozę.
-Nie!- Odwróciłaś
się, przez co znalazłaś się kilka centymetrów przed nim.
-Dlaczego?
Głupie
pytanie.
-Jak to dlaczego?
Wyobrażasz sobie co by było, gdy zobaczyli nas razem i w dodatku
odjeżdżających z waszego domu? Już i tak mają o mnie złe
zdanie. Nie chcę by było gorzej. Zrozum mnie.
-Rozumiem, ale nie
chcę, żebyś była przeze mnie chora.
-Nie wiem, czemu
się zgodziłam. Patrz ile ich tu jest!- Zatrzymaliście się parę
metrów od wejścia do twojego mieszkania. Nie zauważyli was
jeszcze, ale prędzej, czy później tak się stanie.
-Nie martw się.
Zrobimy tak. Ja wyjdę z samochodu i ich odciągnę, a ty wejdziesz
do mieszkania.
-Ale oni się
zorientują, że przyjechaliśmy razem.
-Nie zorientują
się. Dobra ja idę. Jak będzie pusto to możesz iść.
-Dziękuję- Bez
zastanowienia pocałowałaś go w policzek, ale potem się odsunęłaś
widząc jego wyraz twarzy. Był zdziwiony, speszony i zadowolony?
Nawet o tym nie
myśl...
Louis wyszedł z
samochodu i ruszył w kierunku przeciwnym do twojego mieszkania. Było
tak jak planował. Wszyscy ruszyli za nim, a tym miałaś łatwe
dojście do mieszkania. Przebiegłaś dzielącą cię odległość do
drzwi i otworzyłaś je. Niall miał rację. Musiałaś kupić nowe
mieszkanie. Przekręciłaś klucz w drzwiach i ściągnęłaś
płaszcz i buty. Usiadłaś na kanapie i włączyłaś laptopa, ale
zaraz go wyłączyłaś, bo wszędzie były twoje zdjęcia.
Niech oni już
się odczepią!
Wzięłaś czystą
pidżamę i bieliznę i poszłaś do łazienki. Ściągnęłaś
koszulkę Louisa i przypomniałaś sobie o swojej, która została u
nich. Trudno. Weszłaś pod prysznic z nadzieją, ze wszystko będzie
dobrze.
~NASTĘPNY DZIEŃ,
RANO~
Dzisiaj budzik nie
zawiódł i zadzwonił równo o siódmej. Wyszłaś z łóżka,
przeciągając się. Weszłaś do łazienki i przepłukałaś twarz
zimną wodą, by się rozbudzić. Szybko się ubrałaś i zjadłaś
śniadanie. Byłaś gotowa do wyjścia. Oczywiście nie mogło się
obyć bez przepychania między fotografami, którzy już od piątej
czekali przed mieszkaniem. Dziwne, że im się chciało. Gdy
parkowałaś przed biblioteką było strasznie cicho. Jak nigdy.
Weszłaś do środka i też nic nie słyszałaś. Odwiesiłaś a
wieszaku kurtkę i przeszłaś do pokoju szefowej. Zapukałaś do
drzwi i chwilę potem przed tobą ukazała się niska, starsza
kobieta.
-Jesteś już. To
dobrze. Będziesz dzisiaj sama prowadzić bibliotekę, bo ja nie
jestem w stanie.
-Coś się stało?
Zadzwonić po pogotowie?
-Nie, ze mną
wszystko dobrze- Dopiero teraz zauważyłaś, że jest ubrana na
czarno. Zawsze u niej dominowały pastelowe kolory, a teraz była
sama czerń. Ktoś z jej rodziny musiał umrzeć, ale kto?
-Przepraszam. Może
chciałaby pani jechać do dom? Ja się wszystkim zajmę.
-Do domu? Do
pustego domu...- Na jej policzku pojawiła się pojedyncza łza, ale
zaraz ją przetarła. Nie wytrzymałaś napięcia i ją przytuliłaś.
Najpierw się zdziwiła i stała sztywno, ale potem się rozluźniła
i oddała uścisk. Było jej to teraz potrzebne. Już wiedziałaś
kto umarł. Mieszkała tylko z mężem, więc to musiał być on.
Odsunęła się od ciebie i odwróciła tyłem.
-Teraz już idź.-
Tak, stara niemiła szefowa wróciła. Hura! Zrobiłaś to co kazała.
Nie miałaś innego wyjścia. Otworzyłaś bibliotekę, zrobiłaś
sobie kawę i usiadłaś za długim biurkiem. Twoją pasją zawsze
było czytanie, więc praca w bibliotece to idealne zajęcie dla
ciebie. Rozmawianie z ludźmi, którzy tak jak ty to uwielbiają,
poznawanie nowych ciekawych opowieści, charakterystyczny zapach
starszych książek... Czego więcej chcieć?
Spokoju...
~WIECZÓR~
-Do widzenia!-
krzyknęłaś w przestrzeń i zamknęłaś za sobą drzwi. Ten dzień
był wyjątkowo nudny. Chociaż żaden dzień nie przebije
wczorajszego. Wsiadłaś do samochodu i podjechałaś pod mieszkanie.
Zdziwiło cię to, że nikogo tam nie było. Coś się musiało stać,
bo tak łatwo by nie odpuścili. Wysiadłaś z samochodu i ruszyłaś
do drzwi. W środku wyciągnęłaś telefon z kieszeni i włączyłaś
go, bo w pracy jest zakaz włączonych telefonów. Miałaś trzy
nieodebrane wiadomości głosowe. Włączyłaś je ściągając buty.
„[t/i] tu
Riley. Zadzwoń, jak wrócisz z pracy, to ważne.”
„Wiem, że już
skończyłaś. Proszę zadzwoń, albo odbierz.”
„Nie
wiem co jest ważniejsze ode mnie, ale zostaw to i odbierz tej
cholerny telefon!”
Trochę zdziwiły
cię te wiadomości, więc od razu wybrałaś numer przyjaciółki.
Odebrała po trzech sygnałach.
-No nareszcie! Co
robiłaś?- Nie byłą zdenerwowana, ani smutna, czyli nic złego się
nie stało.
-Byłam w pracy.
-Tak długo?
-Tak, bo szefowej
mąż umarł i ja zastąpiłam.
-Co się stało?-
Miałaś wrażenie, jakby unikała tego, co chciała ci powiedzieć.
-Nie wiem.
Chciałaś mi coś ważnego powiedzieć.
-Nie. Znaczy tak,
ale już nieważne...
-Co się stało?
Mów!
-Nic się nie
stało.
-Nie chcesz mówić,
to nie mów, ale ja już muszę kończyć. Do zobaczenia- Nie
czekając na jej odpowiedź rozłączyłaś się. Byłaś wyczerpana.
Chciałaś jak najszybciej znaleźć się w łóżku i iść sapać,
ale wiedziałaś, że i tak nie zaśniesz. Przebrałaś się w luźny
dres, zrobiłaś sobie kawę i włączyłaś internet. Przeraziłaś
się. Wszędzie znów były twoje zdjęcia, ale na tych wychodziłaś
z samochodu Louisa w jego koszulce, którą było widać, bo nie
zapięłaś płaszcza. Starałaś się unikać tych zdjęć. Coraz
lepiej ci to wychodziło. Nie chciałaś jeszcze bardziej się
denerwować. Sprawdziłaś wiadomości na twitterze. Większość
wiadomości miała cię obrazić, ale nie wszystkie. Niektórzy
pisali, że cieszą się, że Zayn i Perrie się rozstali i
dziękowali ci za to.
I to są
prawdziwi fani?
Nie wiedziałaś już
co gorsze. Przejrzałaś jeszcze raz wiadomości i się zasmuciłaś.
Nie było nic ani od Zayna, ani od Louisa. W sumie pewnie już o
tobie zapomnieli, a szczególnie Louis. Oni mają tyle spraw na
głowie. Usunęłaś wszystko i zamknęłaś komputer. Wzięłaś
szybki prysznic i wróciłaś do dużego pokoju po telefon, który
zostawiłaś na stole. Sprawdziłaś godzinę. Dochodziła 20. było
jeszcze wcześnie, żeby iść spać, ale nie miałaś co robić więc
przebrałaś się w pidżamę, zrobiłaś popcorn, usiadłaś na
kanapie i włączyłaś film. Dawno nie oglądałaś telewizji, więc
teraz mogłaś się tym nacieszyć. Żeby nie zasnąć włączyłaś
horror, ale nawet przy tym mogłaś spać.
Obudziłaś się
przed trzecią, bo słyszałaś jakieś dźwięki. Ktoś dzwonił do
twoich drzwi. Zeszłaś z niewygodnej kanapy i otworzyłaś gościowi.
W progu ukazał się Louis.
-Co ty tu robisz?!
Głupi jesteś?!
-Nie chciałem cę
obudzić...
-Jakbyś nie
chciał, to byś nie przychodził w nocy. Coś się stało?
-Mogę wejść?-
Odsunęłaś się wpuszczając chłopaka do środka.
-Stało się
coś?-Powtórzyłaś pytanie- Ty też wyglądasz, jakbyś się
dopiero co obudził.
-Nie, ja nie
spałem. Nie umiałem zasnąć.
-No dobra, mów o
co chodzi, bo się zaczynam bać.- Zapadł cisza. Nikt nic nie mówił.
Nikt nie miał zamiaru czegoś powiedzieć. Usiadłaś na kanapie, w
tym miejscu, w którym spałaś i spojrzałaś na Lou.
-Jak już się
zdecydujesz powiedzieć mi to, co mi powiedzieć chciałeś, to mnie
obudź- Położyłaś głowę na poduszce i poczułaś jego palce na
twojej twarzy. Spojrzałaś na niego zmrużonymi oczami, a potem
usłyszałaś jego szept, ale nie zrozumiałaś go.
-Co mówiłeś?-
Spojrzał ci w oczy.
-Nic nie mówiłem-
Nie miałaś siły, ani ochoty wypytywać go o to. Zamknęłaś oczy
i znów znalazłaś się w swoim małym świecie, gdzie wszystko było
łatwe i idealne. Jedno się tylko zmieniło. Nie wiadomo skąd
znalazł się tam Lou.
Obudziłaś się
po ósmej cała obolała. Weszłaś do sypialni i ściągnęłaś
ubranie. Otworzyłaś szafę, żeby wyciągnąć jakieś czyste
ubrane, wtedy usłyszałaś pukanie do drzwi. Przypomniałaś sobie
wydarzenie z nocy.
-Louis?
-Tak, to ja, mogę
wejść?
-Poczekaj, tylko
się ubiorę- Szybko włożyłaś dżinsy, długą koszulkę, a na to
bejsbolówkę- No wejdź- Przeraził cię widok jego twarzy. Wyglądał
jakby całą noc nie spał.
-Zrobiłem
śniadanie i chciałbym z tobą porozmawiać.
-Spałeś tu?
-Nie. W ogóle nie
spałem. Siedziałem obok ciebie i myślałem, a poza tym to nie
miałem gdzie spać.
-A czemu nie
pojechałeś do domu?
-Wolałem się tam
nie pokazywać.
-Coś się stało?
-Zayn... On
podsłuchał moją rozmowę z Harrym i się na mnie wkurzył.
-I dlatego tu
przyjechałeś?
-Nie,
przyjechałem, żeby z tobą porozmawiać. Żeby ci coś powiedzieć,
ale stchórzyłem. Chyba poczekam trochę.
-Lou, co ty masz
na myśli?- Weszliśmy do kuchni.
-Nic, ja po
prostu...-Spuścił wzrok- Lepiej jedz, bo będzie zimne- Spojrzałaś
na stół. Leżał na nim talerz z jajecznicą.
-Jadłeś już?
-Nie, nie jestem
głodny.
-Louis, powiedz mi
o co chodzi. Nie śpisz, nie jesz, przyjeżdżasz do mnie w środku
nocy...
-Byłaś kiedyś
zakochana?- Zdziwiło cię to pytanie, ale wszystko by wyjaśniało.
Poczułaś uścisk w żołądku i brakło ci oddechu. On to chyba
zauważył, ale postanowiłaś robić dobrą minę do złej gry.
-Louis! Jak ja się
cieszę!- Uściskałaś go- Kim ona jest?
-Poznałem ją
niedawno. Jest ładna, miła i polubiłem ją. Nawet bardzo. Tylko
jest jeden problem.
-Jaki?
-Mój przyjaciel
tego nie akceptuje.
-Zayn? To
usłyszał? Że się w kimś zakochałeś?
-Tak. Tylko nie
wiem co ona czuje. Obawiam się, że nic.
-Zapytaj się jej.
Wiem, że to brzmi banalnie, ale powiedz jej, że się zakochałeś.
To jest najlepsze wyjście. Ty będziesz miał pewność, a ona
świadomość.
-Dziękuję.
Wiesz, tylko ciebie mogłem o to zapytać. Chłopaki by nie
zrozumieli.
-Jasne, nie ma
sprawy. Wiesz co, jedź do niej teraz- To było trochę niemiłe, ale
nie mogłaś dłużej udawać. Nie dałabyś rady- Ona na pewno
ucieszy się na twój widok. Powiedz jej o wszystkim, a potem zadzwoń
do mnie i powiedz jak poszło.
-Nie, jeszcze nie
teraz. Najpierw muszę pogadać z Zaynem.
-Jak wolisz, a i
dziękuję za śniadanie. Obiecaj mi coś.
-No?
-Jak przyjedziesz
do domu, to coś zjesz i pójdziesz spać.
-No nie wiem...
-Obiecaj, bo już
nigdy więcej ci nie pomogę z dziewczynami.
-No dobra, ale
chcę coś w zamian.
-Co takiego?
-Daj mi twój
numer telefonu
-Nie daję
pierwszej lepszej osobie numeru telefonu, wybacz.
-Ja nie jestem
pierwszą lepszą osobą. Ja jestem Louis, który, jak nie dostanie
tego numeru, to nie będzie jadł i spał- Zmrużyłaś oczy i
spojrzałaś na niego.
-Okej, ale jak
komuś go dasz. Nikt ma go nie mieć. Nawet chłopaki!
-Obiecuje-Uśmiechnął
się, a ty podałaś mu ten numer i zaprowadziłaś do drzwi. Gdy się
już ubrał to cię objął na pożegnanie.
-Do zobaczenia i
kocham cię...- Nie zdążyłaś zareagować. Bo zamknął za sobą
drzwi. Gdy dotarło do ciebie, co on powiedział wyszłaś na
zewnątrz, ale on już odjeżdżał.
-Pa...- Zamknęłaś
drzwi i oparłaś się o nie plecami. Znowu ścisnęło cię w
żołądku, ale tym razem to uczucie było przyjemne. Zamknęłaś
oczy i osunęłaś się na podłogę. Dobiegły cię wątpliwości.
Znałaś go tylko dwa dni. Znaczy dłużej go znałaś. Wiedziałaś
o nim wszystko, bo byłaś fanką ich zespołu, ale osobiście nie
znaliście się zbyt długo. Nigdy nie wierzyłaś w miłość od
pierwszego wejrzenia, ale teraz chyba zaczęłaś.
Z zamyśleń
wyrwał cię telefon. Odebrałaś i usłyszałaś dobrze znany ci
głos...
Musiałaś tutaj przerywać no? :C Kocham ten imagin i proszę szybciutko o następną część <3 Poinformowałabyś mnie o nowych notkach na blogu lub TT? Z góry dzięki xx
OdpowiedzUsuńP.S. Zapraszam na nowy, 22 rozdział na moim blogu - hungry-for-love-and-happiness.blogspot.com :) Jest on z perspektywy Jessicy - mam nadzieję, że wpadniesz i zostawisz po sobie jakąś pamiątkę xx
"(..) Nie sądzę, aby kiedykolwiek pamięć mu wróciła, bo prawdopodobieństwo na to jest bardzo małe, jednak w końcu nadzieja matką głupich. Wszyscy szczęśliwi tańczyli w wolnym tańcu ze swoją drugą połówką, a ja jak zwykle sama jak palec siedziałam na kanapie i tylko się patrzyłam na innych. Przytuliłam się do poduszki, położyłam się na kanapie i zamknęłam oczy, jednak po chwili poczułam, że ktoś gładzi mnie po policzku."
Jasne, że będziemy Cię informować ;)xx
UsuńZ góry przepraszam za spam.
UsuńZapraszam serdecznie na nowe rozdziały na blogu http://hungry-for-love-and-happiness.blogspot.com/ :) Mam nadzieję, że wpadniesz xx
(...) Rozmawialiśmy tak przez jakąś godzinę i piliśmy coraz więcej, co spowodowało, że byliśmy nieźle spici. Nudziło mi się i miałam ochotę się zabawić, więc zaczęliśmy tańczyć. Duża ilość ludzi powodowała, że byliśmy bardzo blisko siebie – wręcz ocieraliśmy się o siebie, jednak mi się to podobało. W końcu jednak, po jakimś czasie zmęczeni usiedliśmy przy wolnym stoliku na kanapach. Wtedy spojrzeliśmy sobie w oczy. Obydwoje zatraciliśmy się w swoich źrenicach i zaczęliśmy zbliżać się do siebie.
+ macie zajebisty nowy wygląd bloga i czekam z niecierpliwością na nowy imagin *.*
Świetne !!! kocham tego bloga nawet nie wiesz jak się cieszę że na niego trafiłam !!! czekam na kolejną część
OdpowiedzUsuńxoxo
Awwww *.* Jak miło ;)
UsuńDziękuję ♥
Ja też się cieszę, że trafiłaś na naszego bloga ;)
masz świetny blog! zapraszam do mnie: i-imaginyonedirection-n.blogspot.com
OdpowiedzUsuńdopiero zaczęłam i byłoby miło gdybyś wpadła :)
świetny! zapraszam do mnie: i-imaginyonedirection-n.blogspot.com
OdpowiedzUsuńpoinformuj mnie o nastepnym , okk.? xx @Weronika_Z :)
OdpowiedzUsuńsuper
OdpowiedzUsuńWięcej więcej imaginów !!! :)
OdpowiedzUsuń